Poznali się w 2003 roku. On był szychą w niewielkim Baranowie pod Puławami. Biznesmen z własną stacją paliw, do tego sekretarz i przewodniczący rady gminy szybko zawrócił w głowie świeżo upieczonej urzędniczce i podwładnej. Sielanka trwała dość długo, choć para musiała się ukrywać, bo mężczyzna był żonaty. Wszystko ma jednak swój koniec. Stacja paliw przestała być dochodowym interesem, a w 2010 roku mężczyzna nie dostał się do rady gminy.
Gehenna pani Agnieszki zaczęła się rok później, gdy kobieta postanowiła zerwać. Sławomir Sz. nie przyjmował tego do wiadomości. Bombardował ją setkami SMS-ów, e-mailami i telefonami. - Przez ciebie piję na umór - próbował wzbudzić litość. Gdy wciąż nie odpowiadała, postanowił ją porwać.
Groził jej bronią
15 października 2012 roku zaczaił się na Agnieszkę, która wychodziła do pracy. Użył gazu i wciągnął kobietę do samochodu. Potem zawiózł do Baranowa i zamknął się z nią w pomieszczeniach gospodarczych budynku stacji paliw, którą do niedawna prowadził. Przez kilka godzin dręczył Agnieszkę. Na przemian wyzywał ją i prosił, by do niego wróciła. W końcu wyjął broń. - Mógłbym zabić ciebie i siebie. Spójrz, jak wyglądałaby twoja głowa - syczał, pokazując deskę przestrzeloną na oczach przerażonej kobiety.
Chciał tylko porozmawiać
- Cały czas krzyczał. Mówił, że zmarnowałam mu życie - opowiada roztrzęsiona kobieta, która do dziś nie może uporać się z koszmarem, jaki zgotował jej szaleniec.
- Chciałem jej zaimponować. Wiedziałem, że silni mężczyźni działają na nią jak afrodyzjak - tłumaczył się przed sądem z użycia broni. Nie czuje się winny. - Nie pozbawiłem jej wolności, a tylko przymusiłem do rozmowy - pokrętnie zeznawał mężczyzna. Ciekawe, czy w takie tłumaczenia uwierzy Sąd Rejonowy w Puławach, któremu już wkrótce przyjdzie wydać wyrok w tej sprawie.