Cewlino. Mała miejscowość pod Koszalinem (woj. zachodniopomorskie). Tu w słoneczne popołudnie doszło do tragedii. Na podwórku przed domem jak co dzień bawił się 10-letni Gabryś. Chłopiec rzucał kije swojemu psu, rudemu kundlowi wielkości owczarka niemieckiego. Barry był zamknięty w kojcu, więc gdy chłopcu skończyły się kije, postanowił je pozbierać z psiego legowiska. I to właśnie rozwścieczyło Barrego. Potwór jednym kłapnięciem pyska chwycił za twarz dziecko i zdarł skórę niemal z całej głowy. Z domu natychmiast wybiegli rodzice, odciągając rozwścieczoną bestię. Natychmiast wezwali pogotowie. Przyjechało bardzo szybko, ale dziecko zdążyło stracić już sporo krwi. A do tego wyglądało makabrycznie.
- Konieczna była operacja. Dziecku na twarzy i głowie założono kilkadziesiąt szwów. Musi pozostać w szpitalu, ale jego życiu nie zagraża niebezpieczeństwo - wyjaśnia Monika Zaremba, rzecznik koszalińskiego szpitala. Rodzice i rodzina Gabrysia są w szoku. - Boże, co się stało z tym kundlem?! To był spokojny, dobry pies. Ma już 12 lat i nigdy nikomu krzywdy nie zrobił - mówi przerażony Zenon Protasiewicz, dziadek Gabrysia, który nie może sobie darować, że nie było go przy wnuczku. Barry był szczepiony przeciw wściekliźnie. Najprawdopodobniej poddany zostanie jednak obserwacji weterynaryjnej. Policja wyjaśnia, jak doszło do tragedii i czy odpowiedzialni są za nią rodzice chłopca.