Bartłomiej dowiedział się wczoraj, że Katarzyna napisała do niego list z więzienia. Jednak na razie jeszcze go nie dostał. Treść musi najpierw przeanalizować policja... Czy to może być list, który kobieta napisała przed próbą samobójstwa, do której miało dojść w poniedziałek w więziennej celi? Tego policja ani prokuratura nie chcą ujawnić.
Ukryty przed światem
Jest załamany i roztrzęsiony. Od kilku dni Bartek przebywa w mieszkaniu rodziców. Rodzice podtrzymują go na duchu, choć to nie jest łatwe. Bo jak trafić dobrym słowem do kogoś, kto właśnie wrócił z kostnicy, gdzie na zawsze żegnał się z własnym dzieckiem? Mimo strasznych przeżyć, mężczyzna zgadza się z nami porozmawiać... Zdruzgotany ogromem tragedii mówi, że stara się nie oglądać telewizji i nie zagląda do gazet. Nie może też pozbyć się poczucia winy.
Nie wierzył do końca
Bartek podkreśla, że do samego końca nie wierzył w winę żony. Nawet kiedy przyznała się do kłamstwa o rzekomym porwaniu i wskazała miejsce, w którym ukryła martwe dziecko, łudził się, że to nieprawda. Że Katarzyna powiedziała tak, by wszyscy dali jej spokój, bo miała dość poszukiwań, nagabywań detektywa Krzysztofa Rutkowskiego i podejrzeń teściów oraz policji. Kiedy więc Katarzyna przyznała się, że upuściła Madzię, a kiedy ta nie oddychała, schowała ją w starych ruinach, był w szoku. Długo zastanawiał się, jak postąpić z żoną. Teraz już wie, że stać go na wybaczenie.- Kasi mogę wybaczyć. Tego uczyli mnie rodzice, tego uczy mnie moja wiara. To będzie oczywiście bardzo długo trwało, będzie bardzo cięż-kie, ale będę próbował - mówi.
Szczera rozmowa
Bartek dodaje, że czym innym jest wybaczyć, a czym innym zaufać komuś jeszcze raz. - Muszę wiedzieć więcej. Na razie nie mogę, zabronili mi tego, ale odwiedzę Kasię, gdy tylko pojawi się taka możliwość. Chcę jej spojrzeć w oczy, posłuchać, co ma mi do powiedzenia. Od tej rozmowy zależy najwięcej. Zależy to, czy będę czekał. Czy będę miał na co, na kogo czekać - dodaje.
Próba samobójcza
Katarzyna, która przebywa w więziennej celi, zgłosiła strażnikom, że połknęła detergent - płyn do mycia naczyń. Dlaczego nikt nie upilnował kobiety, mimo że prokuratura utrzymywała, iż ostrzegała o takiej możliwości służbę więzienną? I dlaczego nikt nie widział próby samobójczej? Przecież dzień wcześniej ppłk Luiza Sałapa, rzeczniczka Służby Więziennej, mówiła, że Katarzyna W. trafiła do monitorowanej celi. - Wysłaliśmy w tej sprawie prośbę o wyjaśnienie do Służby Więziennej - powiedziała wczoraj Marta Zawada-Dybek z prokuratury w Katowicach. Odpowiedź ma przyjść dzisiaj. A Katarzyny W. pilnują teraz i kamery, i dwie inne więźniarki.
Matka Magdy ofiarą?
Tymczasem obrońca Katarzyny W. (22 l.) mecenas Marcin Szymonek zaapelował do wszystkich mediów o powściągliwość w wyrażaniu opinii na jej temat. Jego zdaniem matka Magdy jest niewinna i stała się ofiarą nagonki.
- Nie może przecież dziwić, iż młoda matka, na oczach której umarło jej własne dziecko, działa nieracjonalnie. Dramat, który się wydarzył, doprowadził do zdarzeń, które na pierwszy rzut oka wydawały się bulwersujące, ale w istocie stanowiły rezultat cierpienia i przerażenia osoby przeżywającej tragedii - przekonuje mec. Szymonek.