- Wszystko przeciw pacjentom - mówi Marian Wiech, prezes Świętokrzyskiego Oddziału Stowarzyszenia Pacjentów z NTM "UroConti". - Sam jestem po operacji złośliwego nowotworu prostaty. Lek, który pomaga na tę chorobę, dziesięciokrotnie podrożał. Jak można tak oszczędzać na zdrowiu ludzi? - dodaje zrozpaczony.
Raz na trzy miesiące
Na czym powinno polegać leczenie pacjentów z rakiem prostaty? Chorzy odwiedzają urologa raz na trzy miesiące i dostają zastrzyk. W terapii chodzi m.in. o uzyskanie jak najniższego poziomu jednego z hormonów - testosteronu. A jak jest?
Na liście leków refundowanych znalazły się dwa tanie leki - jeden lek o nie sprawdzonej klinicznie skuteczności, drugi zaś do stosowania wyłącznie w terapii jednomiesięcznej (przyjętym standardem leczenia hormonalnego raka stercza jest terapia 3- i 6- miesięczna), wymaga to bardzo częstych wizyt u urologa, onkologa, endokrynologa i innych specjalistów.
- Przecież to niewykonalne! Kolejki do tych lekarzy są bardzo długie - denerwuje się Marian Wiech. Mało tego - to bardzo drogo kosztuje. Przecież NFZ płaci za każdą wizytę, a kosztuje to więcej niż refundacja leku. Gdzie więc logika?
- W dodatku nowy lek bardzo trudno kupić - dodaje Wiech.
Niedostępność nowego leku jest kolejnym argumentem za przywróceniem starych, niższych cen skutecznych i sprawdzonych preparatów dostępnych w ramach refundacji.
Leku nie ma w aptekach
Zgodnie z prawem podstawowym lekiem na dane schorzenie może być tylko substancja, która ma co najmniej 15-procentowy udział w runku. Tymczasem organizacje pacjenckie szacują, że nowego leku starczyłoby dla zaledwie 1,5 proc. W dodatku, w wyniku tak prowadzonej polityki, gdzie Ministerstwo Zdrowia płaci coraz mniej a pacjenci coraz więcej, analogi LHRH importowane do Polski, są natychmiast eksportowane za granicę. Co na to Ministerstwo Zdrowia?
Urzędnicy bronią się, że prawo nakazuje im brać pod uwagę ilość leku w miesiącu poprzedzającym o trzy miesiące ogłoszenie obwieszczenia Ministra Zdrowia, czyli w tym wypadku we wrześniu 2012 r. A wtedy ilość leku była bez zarzutu. Na pytanie, jak sytuacja wygląda teraz, urzędnicy odpowiedzieli, że "minister zdrowia nie może i nie jest to jego celem, żadnemu z Wnioskodawców gwarantować stałości i niezmienności udziału w rynku".
Premierze, ratuj!
Sytuacją zaniepokojony jest prof. Zbigniew Wolski, prezes Polskiego Towarzystwa Urologicznego, który napisał w tej sprawie list do ministra Arłukowicza. Zwracał w nim uwagę, że zmiana leku na liście leków refundowanych zagraża zdrowiu i życiu pacjentów, jest bardzo kosztowna i poniżej standardów leczenia. Niestety te uwagi i zastrzeżenia zostały zignorowane.
Marian Wiech, prezes Stowarzyszenia Pacjentów z NTM "UroConti" w Kielcach załamany bezdusznością urzędników ministra Arłukowicza, napisał skargę do premiera Donalda Tuska.
"Decyzje podejmowane przez ministra zdrowia z zakresie refundacji leków, uderzają przede wszystkich w nas, pacjentów. To my musimy, w dosłownym znaczeniu tego słowa, płacić za decyzje ministra.( ) Cały aparat władzy, jaki sobą reprezentuje minister uniemożliwia jakikolwiek wpływ obywateli na decyzje, które ich bezpośrednio dotykają. Dlatego zwracam się z prośbą o podjęcie wszelkich dostępnych środków w celu zmiany zaistniałego stanu rzeczy, by głos pacjentów dotkniętych chorobą nowotworową w końcu zastał wysłuchany( )".