To wprost niewyobrażalny, tragiczny pech! 18 maja Beata Jałocha przechodziła pod blokiem przy ul. Grójeckiej w Warszawie. Nagle... spadł na nią Marek M. (+22 l.). Chłopak rzucił się z 7. piętra z powodu miłosnego zawodu. Zginął na miejscu. Pani Beata przeżyła. W szpitalu przy ul. Szaserów lekarze nie mieli wątpliwości - kobieta, pracująca na co dzień jako instruktorka fitness i rehabilitantka, będzie sparaliżowana. Ale ona nie poddała się wyrokowi. Efekt? Nawet lekarze są zdziwieni postępami, które robi.
>>> Warszawa: Samobójca spadł na dziewczynę
- Pacjentka ma silny organizm, mimo urazu kręgosłupa i uszkodzenia rdzenia kręgowego proces rehabilitacji przebiega dobrze - mówi Piotr Dąbrowiecki, rzecznik szpitala przy ul. Szaserów. - Beata z każdym dniem czuje się coraz lepiej, ma więcej sił. Kilka dni temu udało się jej pierwszy raz usiąść na wózku. Tempo postępów jest niesamowite - dodaje Iwona Jałocha, siostra poszkodowanej.
Od wypadku kobieta wiele przeszła. - Pierwsza operacja odbyła się 22 maja. Operowana była prawa noga, została "poskładana" z kilkunastu kawałków z użyciem 21 śrub. Drugą operację przeszła tydzień po wypadku. Ustabilizowano wtedy kręgosłup - opisuje Iwona Jałocha. - W tej chwili lekarze uważają, że siostra będzie poruszać się na wózku. Jednak w Polsce i na świecie prowadzone są liczne eksperymentalne badania, programy dotyczące terapii komórkami macierzystymi. W tym oraz w intensywnej rehabilitacji cała nasza nadzieja. Wierzę, że Beata stanie na nogi - dodaje.
Każdy, kto chciałby pomóc pani Beacie w powrocie do zdrowia, może wpłacić pieniądze na konto: 72 1160 2202 0000 0002 4041 9537 z dopiskiem "Darowizna Beata Jałocha"
None