- Uniewinnienie to dar na dalsze życie. Ja nie chcę umierać za politykę - histeryzowała w sądzie Sawicka. I przekonywała, że to nie ona była celem akcji CBA, ale ważniejsi politycy PO, do których miała doprowadzić służby. - Nie ja byłam celem, lecz Donald Tusk, Grzegorz Schetyna, rodzina Wałęsów i nadzorujący służby poseł Marek Biernacki. To na nich się zasadzano. Ja to przeżyłam. Barbara Blida tego nie przeżyła. Andrzej Lepper tego nie przeżył. Czuję się pionkiem w wielkiej grze sił specjalnych - przekonywała.
Prokuratura, która dla byłej posłanki żąda pięciu lat więzienia i 55 tysięcy złotych grzywny, przedstawia sytuację z innej strony. Sawicka miała sobie doskonale zdawać sprawę, że podejmowane przez nią działania przy ustawianiu przetargu na działkę na Helu były niezgodne z prawem i starała się zapobiec wykryciu. - Who is who, nie wiadomo. Czy ktoś ma dyktafon, czy telefon, kuźwa, czy nie wiadomo. Dzisiaj wszyscy się boją. Zobacz, co się dzieje w tym pierdo... kraju - przytaczał słowa Sawickiej ze spotkania w 2007 roku prokurator. Natomiast podczas innego miała prosić, by przy żadnym ze spotkań nie mieć ze sobą telefonów, a jeśli jest to konieczne, chować do bagażnika, ale wyjmować z aparatów baterie.
Wyrok w sprawie Beaty Sawickiej ma zapaść 16 maja.