Beatę zabiła sarna

2009-12-04 2:00

Los bywa ślepy i okrutny. A w przypadku tragicznej śmierci Beaty S. (43 l.) aż trudno uwierzyć, że tak fatalny zbieg okoliczności mógł wydarzyć się naprawdę. Niestety! Pani Beata zginęła w aucie koleżanki zmasakrowana przez... sarnę. Zwierzę wpadło pod koła jadącego z naprzeciwka samochodu, odbiło się od niego i z niewyobrażalnym impetem uderzyło dokładnie tam, gdzie siedziała kobieta.

Nie miała żadnych szans na przeżycie. - To było straszne. Przedni fotel był złamany, a Beata leżała na nim w kałuży krwi. Była nieprzytomna, siniała - opowiada wstrząśnięty Mirosław Skibiński (48 l.), przy którego domu doszło do tragedii.

Dochodziła siódma rano. Pani Beata jak co dzień od 20 lat jechała ze swego domu w Okszowie (woj. lubelskie) do odległych o trzy kilometry Nowin. Pracowała tam w Domu Pomocy Społecznej. Z przystanku zabrała ją koleżanka, jechały nie dłużej niż minutę.

Nagle na drogę wybiegła sarna. Wprost pod koła daewoo nubiry. Odbiła się od maski auta, po czym spadła na samochód, którym jechały kobiety.

- Siła uderzenia była tak duża, że zwierzę wybiło przednią szybę i przeleciało przez środek pojazdu - opowiada podkom. Aneta Wir-Kokłowska z chełmskiej policji. Pani Beata siedziała dokładnie tam, gdzie wbiło się zwierzę. Sarna, niczym kula wystrzelona z armaty, uderzyła w kobietę, zabijając ją.

- Wpadł w nią szybki jak błyskawica 50-kilogramowy pocisk, nawet nie wiedziała, że umiera - ocenia Mirosław Skibiński.

Strażacy, którzy przybyli na miejsce wypadku, długo między sobą komentowali wydarzenie. Żaden z nich nie widział nigdy czegoś podobnego. Wrak samochodu wyglądał przerażająco: wielka dziura w przedniej szybie, złamany na pół fotel pasażera, zakrwawione wnętrze.

- To się nie powinno zdarzyć. Wystarczyło przecież, aby jechały odrobinę szybciej lub wolniej, a sarna uderzyła kilkanaście centymetrów bliżej lub dalej... - kręci głową pan Mirosław.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki

Nasi Partnerzy polecają