Pedagodzy chcą, by resort edukacji skrócił ferie zimowe do jednego tygodnia i w zamian dał uczniom wypocząć na przełomie października i listopada. Tłumaczą, że cztery miesiące ciągłej nauki od początku roku szkolnego do świąt Bożego Narodzenia to za dużo.
Zgodnie z nowym kalendarzem rok szkolny zaczynałby się tak jak teraz 1 września. Ale już 29 października zaczynałyby się tygodniowe ferie jesienne. Kolejna nowość to skrócenie ferii zimowych do jednego tygodnia, oraz przerwy wielkanocnej o trzy dni.
Zaoszczędzone w ten sposób dni nauki, pozwoliłyby na dwutygodniową przerwę wiosną, na początku maja. Wtedy uczniowie młodszych klas liceum i gimnazjum odpoczywaliby, a ich starsi koledzy pisaliby maturę czy egzamin gimnazjalny. Nauczyciele liceów podkreślają, że nauka w tym czasie to fikcja.
Z przerwą wiosenną wiązałoby się też przedłużenie roku szkolnego. Kończyłby się on 30 czerwca, a nie jak do tej pory, nawet kilkanaście dni wcześniej.
MEN sceptyczne
Wiceminister edukacji Krystyna Szumilas zapewnia, że inicjatywa nauczycieli zostanie przeanalizowana. Jednocześnie daje do zrozumienia, że sama jest niechętna zmianom w organizacji roku szkolnego.
Pomysł zmian w organizacji roku nie podoba się Związkowi Nauczycielstwa Polskiego. Zdaniem wiceprezesa ZNP Krzysztofa Baszczyńskiego jesień nie jest dla uczniów najlepszym momentem na odpoczynek.
Jedyne, co resort i ZNP wstępnie uznały za sensowne, to wprowadzenie ferii wiosennych w maju, kiedy w szkołach odbywają się matury i testy gimnazjalne. Wtedy nauczyciele zajęci są egzaminami, a uczniowie często i tak tracą lekcje.