Jeden z zaniepokojonych mieszkańców miasteczka poinformował policję, że Weronika K. dwa miesiące temu była w zaawansowanej ciąży, a dziecka nie ma. W środę funkcjonariusze zaczęli szukać noworodka. Kiedy weszli do przydomowego chlewu, ich uwagę przykuło białe wiadro po farbie. Nawet najtwardszego mężczyznę musiała poruszyć zawartość pojemnika. W wiadrze leżały rozkładające się zwłoki noworodka zawinięte w ręcznik i folię. - Trudno było rozpoznać, czy to chłopiec, czy dziewczynka. Malutkie ciało wyglądało jak wyrzucony na śmietnik kurczak - mówi nam jeden ze śledczych. Weronika K. w końcu przyznała, że w wiadrze jest jej dziecko. Już w czwartek usłyszała zarzut dzieciobójstwa.
Dziecku zatkałam buzię ręką i dusiłam - zeznała
Wczoraj po przesłuchaniu w prokuraturze na jaw wyszły wstrząsające szczegóły zbrodni. - To był koniec czerwca. Poród się zaczął, kiedy byłam sama w domu. Poszłam do łazienki i tam urodziłam. Dziecku zatkałam buzię ręką i dusiłam - zeznała beznamiętnym głosem. Kobieta krok po kroku opowiedziała śledczym, jak mordowała synka. Kiedy duszenie ręką się nie powiodło, wzięła ręcznik i zawinęła nim główkę dziecka. Przyciskała kilka minut, aż upewniła się, że jej nowo narodzony synek przestał oddychać. Później zacierała ślady zabójstwa. Pępowinę i łożysko spaliła w piecu. Synka owinęła w ręcznik, którym go udusiła, a potem w folię. Upchnęła martwe ciałko w wiadrze po farbie. Szczelnie zamknęła wieko i zaniosła do chlewu.
Po przesłuchaniu prokurator zmienił zarzut z dzieciobójstwa na zabójstwo. Teraz morderczyni grozi do 20 lat więzienia. Weronika K. mieszkała z 4-letnim synem i matką. Policja sprawdza, czy ktoś z bliskich wiedział o dzieciobójstwie.
ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail