Najboleśniej stratę czworonogów przeżyły dzieci państwa Chmielewskich. - Te psy były dla nas jak domownicy. Biegały wolno i nikt z sąsiadów nigdy się na nie skarżył - tłumaczy Teresa Chmielewska (49 l.). - Córka Kalina (11 l.) wymyśliła suczce imię - Księżnisia. Uwielbiała ją fotografować. Ulubieńcem Konrada (9 l.) był zaś 5-letni Kłębek, którym syn opiekował się od szczeniaka.
Feralnego dnia rodzina wyjechała do Kolna. Zdziwili się bardzo, kiedy po powrocie do domu psy nie powitały ich jak zwykle. Następnego dnia, gdy czworonogi wciąż nie wracały, pan Kazimierz wyruszył na poszukiwania. Zwierzęta znalazł 4 km od gospodarstwa. Leżały martwe na polnej drodze, a w śnieg wsiąkała ich krew. Lekarz weterynarii, który przeprowadził sekcję zwłok, nie miał wątpliwości - zostały zastrzelone. W ciele Kłębka wciąż tkwiła kula. Wpadła od tyłu, przeszyła cały tułów i zatrzymała się przy łopatce. - To kula półpłaszczowa, którą myśliwi stosują na grubego zwierza - tłumaczy pan Kazimierz.
Rodzina zawiadomiła policję. - Prowadzimy dochodzenie w tej sprawie - mówi krótko asp. sztab. Joanna Makarewicz. - Mogę się tylko domyślać, kto to zrobił. Mam nadzieję, że sprawca będzie ukarany - mówi właściciel rozstrzelanych psów. W okolicach gospodarstwa Chmielewskich myśliwi często urządzają polowania. Prowadzony jest też odstrzał dzików.
Zobacz także: Przez 6 dni żyła BEZ PŁUC. Miała 1% szans na przeżycie! [ZDJĘCIA]