Skowyt przysypanego gruzem psa usłyszała w niedzielę rano mieszkanka Władysławowa. - Najpierw pomyślałam, że to przeraźliwie wyje wilczur na jednej z pobliskich posesji. Po chwili skowyt się powtórzył. Włosy zjeżyły mi się na głowie, bo to brzmiało jak błaganie o życie - opowiada pani Sylwia, mieszkanka Władysławowa.
Kobieta pobiegła po męża. Razem rozkopali gruzowisko. - Widok był przerażający. Pies miał liczne rany na ciele i taki śluz na łapach. Ledwo dychał - dodaje. Weterynarz stwierdził u Odiego martwicę wszystkich kończyn, liczne potłuczenia i opuchlizny. Nie wiadomo, czy kiedykolwiek odzyska sprawność. Tymczasem policja zatrzymała sprawców bestialstwa. Okazało się, że pod nieobecność właściciela mieli opiekować się zwierzęciem. Ale Odi nie słuchał ich komend, nie chciał przynosić patyków, które mu rzucali. Wówczas wpadli na szatański plan: pozbędą się psa, a jego panu powiedzą, że zaginął. Zwyrodnialcom grożą trzy lata więzienia. Na wyrok poczekają w areszcie.
ZOBACZ: M jak miłość. Pies Rafała Mroczka mógł zginąć w windzie! Tragedia aktora z M jak miłość