- A co mnie to obchodzi! - wrzasnąłem, odzyskując skarb mój. Bo butelkę z rąk jego przejąłem. - Jest jakiś właściciel, minister skarbu znaczy. Niech sobie radzi. Ma jakieś wyjście awaryjne. I tu znów ciśnienie mi skoczyło, bo przemyślenie pewne miałem.
- Ja chcę mieć dobry program i tyle. Bo co mi polityka. A jest taki film właśnie "Wyjście awaryjne", zresztą śmieszny bardzo, ale na święta już chyba setny raz pójdzie. I jeszcze różne "Kogle-mogle", angielski "Nothing Hill" czy znowu "Gwiezdne wojny" dają mi wtedy. A ja je wszystkie na pamięć znam.
Więc tyle mam w sprawie telewizji. Znowu robią mi rewolucję polityczną. A ja chcę tylko programowej. Rewolucji znaczy.