- To ja powinnam leżeć w tej trumnie - szlochała podczas pogrzebu jej matka Elżbieta (41 l.) - ona mnie uratowała, a teraz nie żyje. - Dla mnie już nie ma życia bez mojej Malwinki - szlochała babcia Maria. - Zabierzcie i mnie do niej.
Przeczytaj koniecznie: Biała Podlaska: Nie żyje 11-letnia Malwina dźgnięta nożem przez kochanka matki
Uczniowie Szkoły Podstawowej nr 6 w Białej Podlaskiej, w której uczyła się Malwinka, utworzyli szpaler, przez który trumna została wyprowadzona z kościoła. W rękach trzymali białe róże, symbol skromności, czystości i niewinności. Bo taka była Malwinka: pogodna, życzliwa, pełna dobroci. Nikt nie krył emocji, płakali wszyscy.
Jak bardzo trzeba kochać, aby zasłonić kogoś własnym ciałem przed śmiertelnym ciosem, wiedziała na pewno Malwinka Jabłońska z Białej Podlaskiej. Biegnąc na ratunek matce, widziała nóż w ręku ojczyma Tadeusza L. (62 l.) i szaleństwo w jego oczach. - Wujku, nie! - krzyknęła, rozkładając bezbronnie ręce. Ale wujek bez wahania zatopił ostrze w sercu dziecka. Potem ugodził nim w brzuch swą konkubinę, Elżbietę Jabłońską, matkę Malwinki. Śmiertelnie ranna dziewczynka ostatkiem sił wybiegła przed dom, krzycząc - Ratujcie moją mamę! - po czym padła na ziemię. Przybyły na miejsce tragedii policjant pobudził podczas reanimacji akcję serca u dziecka, jednak obrażenia były zbyt wielkie i dziewczynka po kilku dniach zmarła.
Tadeusz L. jest dobrze znany policjantom, którzy nieraz interweniowali podczas małżeńskich kłótni. - To zły człowiek, bałam się go - mówi Alina, była żona Tadeusza L. - Groził, że nas pozabija albo spali. Suchej nitki nie pozostawia na mordercy jego siostra - twierdzi, że jest człowiekiem porywczym, okrutnym i bezwzględnym. Tymczasem Tadeusz L., pomimo przytłaczających dowodów, nie przyznaje się do winy.