Przez 27 lat kariery zawodowego kierowcy mężczyzna zjechał Europę wzdłuż i wszerz i nigdy nie narzekał na zdrowie. Tak pewnie było i tego feralnego dnia, kiedy wracał swoją wywrotką do bazy z budowy drogi. Tyle tylko, że... nic nie pamięta. Amnezja objęła też tydzień poprzedzający wypadek.
Przeczytaj koniecznie: Warszawa: Wypadek na ulicy Modlińskiej. Ciężarówka zmiażdżyła motocyklistę
Wczoraj po raz pierwszy wrócił na miejsce dramatu w Lebiedziewie niedaleko Terespola. W stawie pływają jeszcze kanapki, które miał wtedy w pracy. Pan Edward chciwie, ale z przerażeniem słucha opowieści właściciela łąki o tym, co się działo. - Usłyszałem ryk silnika i odgłos rozbryzgiwanej wody, która pokryła rybami brzeg stawiku. Przybiegłem. Z kabiny dobiegało jedynie bulgotanie - opisuje rolnik.
Po chwili w akcji ratunkowej brało już udział kilkanaście osób. Ktoś przyniósł drabinę i przerzucił ją z brzegu na ciężarówkę, ktoś wyciągnął pana Edwarda z zatopionej kabiny i zaczął reanimować na dachu, ktoś inny zadzwonił po pogotowie...
Na OIOM bialskiego szpitala trafił w stanie śpiączki, lekarze dawali mu 50 proc. szans na wybudzenie. Nie wiadomo też było, czy jego mózg kiedykolwiek zacznie prawidłowo działać. Ale po tygodniu otworzył oczy. Niedawno wrócił do domu. Jest innym człowiekiem. Kiedyś uśmiechnięty, jowialny, znany z dowcipu. Teraz cichy, spokojny i zamknięty w sobie. - Cały czas myślę o tym, że zamiast do stawu, mogłem wjechać w inne auto i doprowadzić do tragedii. Dzięki Bogu, że tak się nie stało, a na mojej drodze stanęli ludzie, którym zawdzięczam życie - kręci głową pan Edward.
Patrz też: Bisztynek: Pijany gimnazjalista groził śmiercią dyrektorowi szkoły