Zanim zarzucił sobie sznur na szyję, zdążył jeszcze zadzwonić do swego 16-letniego syna.
- Coś złego stało się z twoją matką - powiedział tylko. Przerażony chłopak zadzwonił do dziadka. Ten zawiadomił policję. Do mieszkania, w którym Artur M. dokonał zabójstwa, pojechał patrol. Na miejscu policjanci zastali zwłoki kobiety i list pożegnalny mordercy.
Dlaczego doszło do tej tragedii? Straszliwą tajemnicę policjant morderca zabrał ze sobą do grobu. Wiadomo jednak, że między Arturem i Anną nie działo się najlepiej. I to od dłuższego czasu. Policjant miał duże kłopoty z alkoholem. Żona postanowiła go z tego powodu opuścić. Zabrała syna i wynajęła mieszkanie. Zamierzała też wystąpić o rozwód. Feralnego dnia postanowiła jednak jechać i porozmawiać z nim. Ostatni raz.
Rozmowa musiała przerodzić się w kłótnię. W końcu policjant, pracujący jako przewodnik psa tropiącego, zarzucił jej smycz na szyję i udusił. Potem napisał list, w którym oświadczył, że odbierze sobie życie. "Jadę się powiesić w dziadkowym lesie" - miał stwierdzić. Na koniec zadzwonił do syna.
Policjanci z Białej Podlaskiej znaleźli swojego kolegę w lesie nieopodal Kłody Starej, wsi leżącej niedaleko Terespola. Tak jak napisał. Psy tropiące doprowadziły do brzozy, na której się powiesił. 16- -letnim chłopcem, który w ciągu jednej nocy został sierotą, zajęli się policyjni psycholodzy.