Zamiast kajać się i prosić o wybaczenie, zabójca hardo bierze na obrońcę Pismo Święte. - Pomogło mi odzyskać pamięć! Nie przyznaję się do niczego! - oświadczył sędziemu.
Tuż po tragedii, która miała miejsce pod koniec października ubiegłego roku w Białej Podlaskiej, nie potrafił powiedzieć, dlaczego dziewczynka nie żyje. Dziś bez cienia skruchy mówi, że obie nadziały się na nóż same podczas domowej awantury! Tak naprawdę to on jest ofiarą.
Przeczytaj koniecznie: Biała Podlaska: 11-letnia Malwina zginęła, chroniąc mamę przed zabójcą
- To ja chciałem ze sobą skończyć - tłumaczy, skąd w jego ręku wziął się kuchenny nóż. To nim zadał śmiertelny cios.
Tragedia rozegrała się w październiku ub. roku w mieszkaniu Ełły J. w Białej Podlaskiej. Białorusinka miała z Tadeuszem L. troje dzieci, zmarła Malwinka była jej dzieckiem z pierwszego małżeństwa. Dziewczynka bez chwili wahania stanęła w obronie matki, na którą rzucił się z nożem pijany i wściekły Tadeusz L.
Pchnął ją w pierś, gdy stała za nim i próbowała odciągnąć od rannej już matki. Umarła po kilkunastu dniach w szpitalu. Jej kat twierdzi zaś, że jest niewinny. Przekonuje bezczelnie, że najpewniej nadziała się na nóż, gdy pchnęła drzwi, trzymane przez niego uzbrojoną ręką. Ale rana miała 6 cm głębokości!
- Mogę iść na Sąd Boży - nie traci rezonu krępy, łysiejący rencista. Zanim to jednak nastąpi, wysłucha wyroku Sądu Okręgowego w Lublinie. Grozi mu dożywocie.