Szymon 21 czerwca 2017 r. bawił się z innymi dziećmi na placu zabaw, naprzeciwko okien domu, z którego cały czas zerkał na niego ojciec. Na chwilę zniknął mu z oczu. Pan Krzysztof zobaczył uciekające dzieci, wśród których nie było Szymona. Jego but znalazł przy otwartej, pełnej wody studzience kanalizacyjnej, ok. 20 m od placu zabaw, na terenie należącym do miasta. Wydostał syna ze studzienki. Reanimacja nie przywróciła dziecku życia.Prokuratura zarzuciła rodzicom Szymona narażenie go na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty zdrowia i życia, czego konsekwencją było nieumyślne spowodowanie śmierci syna, za co grozi kara do 5 lat więzienia. Chciała dla nich warunkowego umorzenia postępowania na okres próby dwóch lat. To oznaczało, że procesu nie będzie, nie będzie kary, ale za to będzie uznanie winy obojga rodziców. Matka i ojciec czując się pokrzywdzonymi, na to zgodzić się nie mogli. I tylko oni zasiedli na ławie oskarżonych.
Polecany artykuł:
We wtorek oboje chcieli usłyszeć sprawiedliwy wyrok. – Nie wiedzieliśmy o istnieniu tej studzienki kanalizacyjnej. Gdybyśmy mieli taką wiedzę, sami byśmy ją zasypali. Nie czekalibyśmy na to, aż zrobi to miasto. To urzędnicy powinni być tu w sądzie, a nie my – mówili przed salą rozpraw.Sąd wyroku jednak nie wydał. Uznał, że musi wezwać jeszcze biegłego psychologa, który sporządzał opinię do tej sprawy. – Jego opinia odnosi się do wiarygodności zeznań składanych przez małoletnich w tym postępowaniu – powiedział Piotr Kajszczak, pełnomocnik oskarżonych rodziców. Biegły ma zostać przesłuchany 8 stycznia 2019 r.