Wielkanoc już zawsze będzie kojarzyć się Danucie i Janowi Korolczukom z Białegostoku z największą stratą w życiu. Ich syn Krzysztof (+_25 l.) w święta wybrał się z przyjaciółmi do jednego z nocnych klubów w centrum Białegostoku.
Zabawa nie trwała jednak długo. Przed północą w lokalu zawrzało. Grupa potężnie zbudowanych ochroniarzy rzuciła się na Krzysztofa. Zadawane przez nich ciosy i kopnięcia raz za razem padały na głowę 25-latka. Gdy w końcu bezwładnie osunął się na podłogę, ochroniarze wywlekli go przed klub, zaciągnęli na drugą stronę ulicy i porzucili na chodniku z roztrzaskaną głową.
Młody mężczyzna trafił do szpitala. Choć przeszedł skomplikowaną operację, lekarze nie zdołali uratować mu życia. - Jeśli nawet nasz syn wypił i się awanturował, to ochroniarze nie mogą zachowywać się jak bandyci! Mózg dosłownie wypłynął Krzyśkowi z czaszki - mówi wstrząśnięty ojciec 25-latka. - Młodzi chcą się bawić, a my, matki, chcemy, aby nasze dzieci wracały żywe do domu. Niech śmierć naszego syna będzie przestrogą dla innych - dodaje pani Danuta (52 l.).
Policja zatrzymała aż ośmiu mężczyzn podejrzanych o udział w śmiertelnym pobiciu. Prokuratorskie zarzuty usłyszeli Zdzisław P. (48 l.), Krzysztof J. (40 l.), Artur W. (37 l.), Piotr K. (35 l.), Piotr O. (29 l.), Marcin K. (29 l.), Rafał J. (28 l.) i Piotr G. (27 l.). Pięciu z nich sąd skazał na trzy miesiące aresztu. Więcej szczegółów śledczy nie zdradzają.