Dramat rozegrał się wieczorem 3 sierpnia ubiegłego roku. Nieopodal jednego z wieżowców w Białymstoku (woj. podlaskie) przechodzień usłyszał nagle huk, a chwilę potem znalazł martwego Krystiana Niewińskiego.
Mężczyzna leżał na plecach, jakby specjalnie ułożony między ławką a zaparkowanym pod blokiem samochodem. Miał strzaskany kręgosłup, pękniętą czaszkę, odbite nerki i wewnętrzny krwotok, a na całym ciele liczne stłuczenia i zadrapania. Mimo to śledczy orzekli, że wyskoczył z okna na VI piętrze i umorzyli postępowanie.
Patrz też: Siemiatycze: Wojciech P. ZGWAŁCIŁ ZWŁOKI swojej żony
Matka chce znać prawdę
- Nie wierzę, że Krystian sam się zabił - mówi matka młodego mężczyzny, Małgorzata (50 l.). - Nie był ideałem i podejrzewam, że mógł zamieszać się w jakąś szajkę narkotykową. Może na kogoś doniósł lub był winien pieniądze i dlatego zginął? - zastanawia się 50-latka.
Kobieta straciła wiarę w uczciwość policji i prokuratury. Postanowiła sama odkryć kulisy śmierci swojego jedynego syna i od kilku miesięcy prowadzi w tej sprawie prywatne śledztwo: zbiera dokumenty, analizuje zdjęcia i łączy ze sobą różne fakty...
Chciał uciekać z Polski
- Przed śmiercią syn był wystraszony i szybko chciał wyjechać za granicę. Ktoś wybił szybę w jego samochodzie, a potem spalił mu ten samochód, w dokumentach ze śledztwa wciąż przewijają się te same nazwiska, a o śmierci syna dowiedziałam się dopiero po dwóch dniach - wylicza swoje wątpliwości kobieta.
Jej zdaniem ktoś porwał Krystiana, szczuł go psem, śmiertelnie pobił i martwego porzucił pod ławką, pozorując samobójstwo. - Nie chcę nikogo obwiniać, ale wyraźnie w coś tu się gra. Po synu został mi tylko smutek i wątpliwości, które ze wszystkich sił staram się wyjaśnić - tłumaczy łamiącym się z rozpaczy głosem kochająca matka.