Serdecznie im współczuję. Bo inkasując od 200 do 700 zł miesięcznej podwyżki, krztusić się będą i wstydzić okrutnie. Bo tu z jednej strony pracodawcy gremialnie ograniczają zarobki przeciętnemu Polakowi i rząd ich w tym wspomaga, z drugiej, sam szef Donald Tusk każe odnaleźć brakujące budżetowi 17 miliardów - a oni muszą, z bólem, zgodzić się na podniesienie zarobków. Bo tak mają w ustawie zapisane. A jak by to było, gdyby ci najprawsi wśród prawych ustawę zlekceważyli. Więc będą brać.
Wszystko w zgodzie z powiedzeniem - im gorzej, tym lepiej. To znaczy im gorzej narodowi, tym lepiej rządowi. I oni nie mogą tych podwyżek zamrozić ani się zrzec, bo jak by to brzmiało: im gorzej narodowi, tym gorzej rządowi. Niesprawiedliwie jakoś...