Biedroń pochodzi z Krosna na Podkarpaciu. W szkole podstawowej zdał sobie sprawę z tego, że jest gejem. Jego homoseksualizm stawał się dla niego ogromną udręką. - Na początku nic nie pomyślałem, ale zacząłem odkrywać, że podobają mi się chłopcy. I myślę: "Kurde, coś jest nie tak, bo przecież to są te pedały, to są te cioty, a ksiądz mówi, że to grzech". Zacząłem szukać w encyklopediach i odkryłem, że jest to choroba i zboczenie! I wtedy chciałem popełnić samobójstwo. Myślałem, że chciałbym sprawdzić, czy jest jeszcze taki ktoś jak ja i nikogo nie znałem - żalił się Biedroń kilka lat temu w magazynie "Viva!".
Najgorzej było jednak w Ustrzykach Dolnych. To tam rodzice wysłali młodego Roberta do szkoły z internatem. - Widziałem, jak koledzy się przezywają, jak traktują każdego, kto jest zniewieściały. I pomyślałem: "Jeżeli to mnie spotka, to lepiej popełnić samobójstwo, po co żyć". Spróbowałem raz i potem poszedłem do psychologa.
Zobacz też: Robert Biedroń prezydentem Słupska. Zrezygnuje z limuzyny na rzecz roweru!
Pani psycholog powiedziała, że homoseksualna orientacja w końcu minie - opowiadał Biedroń. W tym czasie nie mógł też liczyć na rodziców, dla których homoseksualizm syna był strasznym ciosem. - Mieli wizję, że będę miał rodzinę, dzieci, a tu nagle okazuje się, że syn jest homoseksualny. Moja mama powiedziała, że umrę na AIDS, że będę samotny, "co sąsiedzi powiedzą". - mówił mediom.
ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail