Po wybuchu afery hazardowej polityczne plany PO legły w gruzach, choć - przynajmniej na razie - tylko połowicznie. Donald Tusk nadal ma bardzo duże szanse na wygraną w wyborach prezydenckich. O roli szefa rządu na 100 procent może zapomnieć natomiast Grzegorz Schetyna. I tu właśnie jest problem, bo nie ma odpowiedniego kandydata na premiera, który przejąłby schedę po Tusku.
Co w tej sytuacji zamierza zrobić szef PO? Dziennikarze "Dziennika Gazety Prawnej", którzy rozmawiali z politykami PO, twierdzą, że najbardziej prawdopodobny scenariusz na rok 2010 wygląda następująco:
Po pierwsze - Tusk zostaje jednak prezydentem. Po drugie - i to może być niespodzianką - premierem zostaje ktoś niezwiązany z partią. Konkretnie Krzysztof Bielecki, który opuścił niedawno fotel prezesa banku Pekao.
W całym tym planie jest tylko jeden słaby punkt. Bielecki podobno nie ma już ambicji politycznych i nie chce (po raz drugi) stanąć na czele polskiego rządu. W tej sytuacji pomóc może tylko Donald Tusk. "DGP" twierdzi, że szef PO zamierza osobiście namawiać Bieleckiego do przejęcia schedy po min. Czy ma szansę przekabacić Bieleckiego? Politycy PO twierdzą, że bardzo trudno byłoby mu odmówić, gdyby poprosił go "stary przyjaciel".
Bielecki nie odmówi przyjacielowi?
Rozpoczęły się polityczne podchody. Platforma Obywatelska podobno zaczęła pisać scenariusze na kolejne miesiące i nadspodziewanie ważną rolę odgrywa w nich Krzysztof Bielecki. To prawdopodobnie on zostanie "tymczasowym" premierem, a ma go do tego przekonać "stary przyjaciel" - Donald Tusk.