Przez ludzką głupotę mogła leżeć już w grobie, gdy podczas transportu niezabezpieczona niczym latarnia miejska spadła z ciężarówki i przygwoździła ją do chodnika.
Głupota, lenistwo i tragiczne w swych skutkach przeświadczenie, że „jakoś to będzie” – wszystko to sprawiło, że na budowę drogi 47-letni kierowca Iveco transportował 7 latarni ulicznych luzem, tak jakby to były piłki plażowe, nie zaś kilkumetrowe stalowe elementy. Jechał właśnie al. Jana Pawła II, gdy na spacer z psem wyszła pani Barbara.
Widziała, jak długa na kilka metrów latarnia leci w jej kierunku. - Chciałam uciec. Nie zdążyłam. Ocknęłam się, gdy wokół mnie było mnóstwo ludzi. Nie mogłam wstać - wspomina. - Podobno musieli ściągać ze mnie to żelastwo.
Z ustaleń policjantów wynika jeden ze słupów spadł na jezdnię i uderzył w jadącego z przeciwnego kierunku volkswagena. Odbił się od osobówki i uderzył w pieszą, po czym zatrzymał się na pobliskim garażu. Pani Barbara z połamanymi żebrami i obrażeniami wewnętrznymi trafiła do szpitala. Następnego dnia obchodziła urodziny. - Boże, urodzinowe kwiaty mogły trafić na mój grób – wciąż nie dowierza, że otarła się o śmierć.
Kierowca Iveco odpowie za spowodowanie wypadku drogowego. Grozi mu do 3 lat więzienia.