Gdy Anatol M. (69 l.) konstruuje swój nowy wynalazek, drży o życie cały blok. Tym razem sąsiedzi wynalazcy znów zadrżeli. Tyle że dosłownie! Bo nowy wynalazek - eksperymentalna machina do przetwarzania wina w bimber, zamiast produkować mocny trunek, zgotowała sąsiadom piekło. Eksplozja aparatury omal nie zburzyła 10-piętrowego bloku.
Dochodziła godzina 17. W bloku przy ul. Topolowej w Lubinie (Dolnośląskie) gospodynie przygotowywały kolację, w swoich pokojach bawiły się dzieci, a pan Anatol, rozpoczął testy aparatury do przetwarzania wina w samogon. Coś poszło jednak nie tak... Błysk i potężny huk zerwał wszystkich na równe nogi. Chwilę potem fala uderzeniowa wyrwała całą frontową ścianę salonu! Pan Anatol sam nie wie, co poszło nie tak. - Miałem baniak z winem. Kwaśne to było, więc pomyślałem, że przepędzę. Sam skonstruowałem aparaturę. Przepędziłem raz, ale słabe było, z 40 procent miało. Za drugim razem już z 60 procent. Gdy wziąłem naczynie z trunkiem do ręki, potężny wybuch najpierw mnie odrzucił. Zaczęły palić mi się plecy i włosy na głowie. Wołam do żony, aby otwierała okna w pokoju, a on na to, że nie ma okien - mówi wstrząśnięty wynalazca.
Pomysłowość pana Anatola nie znajduje zrozumienia u sąsiadów. - Dwa lata temu w piwnicy suszył grzyby, wtedy o mało nie puścił nas z dymem - przypomina sobie pani Halina, sąsiadka z dołu.