Sierpc to urokliwe miasteczko położone w północnej części województwa. Rzadko kto tu zagląda, rzadko kto tu bywa. Kinomani mogą je kojarzyć z filmu "Generał Nil", w którym "grało" rolę wyzwalanego Milanówka, a piwosze z doskonałego piwa Kasztelan. Ale w tej cichej mieścinie jest jeszcze jedna atrakcja - zakonspirowana w gęstym lesie dacza. To tam właśnie bóle skołatanej duszy zwykł koić biskup pijak Piotr Jarecki.
- Musiał tu być w czwartek i piątek. Widziałem światła w oknach wieczorami. W sobotę wieczorem już nie - mówi nam jeden z sąsiadów biskupa. Sąsiedzi opowiadają, że ksiądz biskup często zaszczyca Sierpc swoją osobą. Zwykle jednak zaszywa się w swoim domku na odludziu. Wygląda na to, że tak było i w poprzedni weekend, który dla biskupa zakończył się głośnym przydzwonieniem w latarnię przy ulicy Boleść w Warszawie. A to może oznaczać, że wracał do biskupiego pałacu przy Miodowej właśnie z odległego o jakieś 120 kilometrów od stolicy Sierpca. Jak twierdził ponoć na policji, przed drogą wypił pół butelki whiskey. Na finiszu rajdu wydmuchał 2,5 promila alkoholu w organizmie i poddał się już terapii antyalkoholowej.