Biskup Jarecki w kościelnym środowisku znany był ze słabości do drogich trunków i biżuterii, mówiono o nim nawet "Władca pierścieni". Sławę wśród Polaków, choć złą, zapewniła mu pijacka przejażdżka po stolicy. Jesienią 2012 roku kompletnie pijany hierarcha wsiadł do swojego auta i zakończył podróż na latarni przy Wisłostradzie. Sprawa trafiła do sądu, a ten nie miał wątpliwości
- w styczniu 2013 roku skazał biskupa na pół roku więzienia w zawieszeniu na dwa lata oraz zapłatę 2,4 tys. zł grzywny i 4 tys. zł na Fundusz Pomocy Postpenitencjarnej. Duchowny otrzymał także 4-letni zakaz prowadzenia pojazdów.
Zobacz też: Świecie. Dachował na przejściu dla pieszych. Pijany wariat mógł kogoś zabić!
Biskup na własne życzenie poddał się leczeniu w specjalnym ośrodku. Ukarała go też warszawska kuria. "Pozostał jeszcze rok jego wyłączenia się z bieżącej pracy biskupa pomocniczego. Ksiądz biskup Piotr nie marnuje tego czasu, służy Kościołowi w różnych rodzajach kapłańskiego zaangażowania w Polsce i poza jej granicami" - napisał w grudniu w liście do kapłanów arcybiskup Kazimierz kardynał Nycz (64 l.).
Jak się okazuje, hierarcha na odzyskanie zaufania Kościoła i wiernych pracuje obecnie bardzo daleko. Od listopada przebywa w opactwie Genessee u braci trapistów w miejscowości Piffard w USA. Patrząc na warunki, które mają do zaoferowania bracia, trudno się mu dziwić. Urokliwa dolina rzeki Genessee, malownicze wąwozy i ponad 1200 ha lasów to doskonałe warunki do modlitw i wypoczynku. Bracia Zakonu Cystersów Ściślejszej Obserwacji, bo tak formalnie nazywają się trapiści, większość czasu spędzają w milczeniu, bez radia, gazet i telewizji. Prawdziwy raj na ziemi!
Rzecznik warszawskiej kurii ks. Przemysław Śliwiński zapewnia nas, że za rok zapadnie decyzja Watykanu o przyszłości biskupa pijaka. - Ten czas od wypadku jest po to, by biskup wyleczył się z choroby alkoholowej, która była tu problemem. Biskup nie pełni żadnych funkcji liturgicznych - mówi ksiądz Śliwiński.