"Super Express": - Wczoraj polscy i niemieccy biskupi ogłosili deklarację w sprawie pojednania - jest ona związana ze zbliżającą się 70. rocznicą wybuchu II wojny światowej. Dlaczego ta inicjatywa wyszła od polskich, a nie od niemieckich biskupów?
Ks. Adam Boniecki: - Zanim taka inicjatywa zostaje ogłoszona oficjalnie, jest dogłębnie konsultowana z drugą stroną. Polscy biskupi występują jako inicjatorzy, ponieważ to Polacy stali się ofiarami wydarzeń rozpoczętych rankiem 1 września 1939 r. Nawet zwykła kurtuazja nakazywałaby, aby pierwsi gotowość to pojednania potwierdzili potomkowie ofiar, a nie członkowie narodu, który rozbił Polskę. Czym innym był niedawny piękny i pożyteczny gest 140 intelektualistów niemieckich. Nie czekając na sygnał od żadnej z pokrzywdzonych stron, wystosowali list w 70. rocznicę podpisania paktu Ribbentrop-Mołotow. W owym liście potępili to wydarzenie, wyjaśniając jego znaczenie dla rozpętania wojny oraz konsekwencje nazistowskich i komunistycznych okrucieństw. Jego znaczenie jest na miarę kościelnego dokumentu z 1965 r., czyli listu, w którym biskupi polscy pisali do biskupów niemieckich: udzielamy wybaczenia i prosimy o nie...
- A jednak przygotowując obecną inicjatywę, planowano, aby ograniczyć się do wspólnej modlitwy podczas mszy w katedrze w Berlinie - mieście, w którym planowano strategię wojny. Dlaczego biskupi zastanawiali się nad rezygnacją z listu?
- W dzisiejszych czasach, gdy wiele słów się zdewaluowało - gdy podpisano już tyle deklaracji, które okazały się nic nieznaczącym papierem - zawsze istnieje obawa, że dołączy do nich kolejna deklaracja. Dlatego, zanim się coś podpisze, trzeba pomyśleć, czy będzie to miało rzeczywistą wartość.
Ks. Adam Boniecki
Redaktor naczelny "Tygodnika Powszechnego"