Miała być wymarzona wycieczka do ciepłych krajów, a skończyło się koszmarem! Witold Szewczyk (46 l.) z Zielonej Góry z żoną Agnieszką (34 l.) i synem Jasiem (10 l.) wybrali kurort Marsa El Alam. Organizatorem dwutygodniowej wyprawy było biuro Itaka. Miało być bezpiecznie i tak też było. - Skrócono godzinę policyjną, nie odczuwaliśmy niepokojów - opowiada pan Witold. Mieli wypoczywać do końca miesiąca. Po tygodniu sielanka się skończyła. Co się stało? - Pobyt nasz i paru innych rodzin skrócono o tydzień, ale nie poinformowano nas o tym - mówi pan Witold. - Dowiedziałem się 24 sierpnia, w momencie odjazdu spod hotelu, gdy rezydentowi brakowało w autokarze trzech osób. Niektóre osoby dowiedziały się 20 minut wcześniej. Nie dostaliśmy aneksów do umowy, nasze rezerwacje zostały zmienione w systemie Itaki bez naszej zgody - dodaje. Według niego miał zbyt mało czasu na przygotowanie się do podróży. - Rezydent zagroził, że będziemy musieli radzić sobie sami i wracać na własną rękę, bo to był ostatni lot do Poznania z Marsa El Alam - mówi zdenerwowany Polak. Co na to Itaka? - Informacja o wcześniejszym wyjeździe dotarła do wszystkich klientów w dniu 23 sierpnia - mówi Piotr Henicz z zarządu Itaki. - Tego dnia MSZ zmienił stanowisko w sprawie wyjazdów do Egiptu, wtedy podjęliśmy decyzję o skróceniu pobytów.
>>> Egipt. Polowanie na chrześcijan!
Pan Witold twierdzi, że został porzucony przez biuro. By nie zostać w Egipcie na zawsze, za własne pieniądze kupił bilety powrotne do kraju. Wydał kilkanaście tysięcy złotych. Teraz Itaka twierdzi, że niepotrzebnie wydał te pieniądze. - Zapewnimy temu panu i jego rodzinie bezpieczny powrót do Polski - zapewnia Piotr Henicz.
- Mnie powiedziano zupełnie co innego i mam na to świadków - twierdzi pan Witold.