Był pewien, że obłowi się, bo ciotka była kobietą zamożną i nie trzymała pieniędzy w banku. Zachłanny bydlak planował rozwinąć swoją firmę. Dlatego zamienił się w pozbawionego ludzkich odruchów kata.
O Zofii K. (81 l.) wszyscy wiedzieli, że dobrze się jej wiedzie. Starsza pani miała wysoką emeryturę, dom, samochód i dobrze sytuowanego brata za granicą. Gotówkę zawsze miała przy sobie. Wiedział o tym jej bratanek Waldemar R., w którego głowie zrodził się upiorny plan.
W biały dzień odwiedził ciotkę. Staruszka nie sądziła, że ukochany bratanek okaże się jej katem. Ucieszona wizytą wpuściła Waldemara R. do domu. Zaproponowała kawę i spytała, co słychać u jego żony i 16-letniej córki. Musiała przeżyć potworny szok, bo zamiast oddać się miłej rozmowie, bratanek nagle wyciągnął młotek i z całej siły zaczął uderzać przerażoną kobietę w głowę. Pani Zofia nie miała najmniejszych szans. Kiedy morderca upewnił się, że ciotka nie daje znaku życia, zabrał się za przeczesywanie domu. W dzikim szale wyrzucał wszystko z szaf w poszukiwaniu gotówki. Wiedział, że starsza pani nie korzysta z banku i pieniądze gdzieś ukryła. Jakże musiał być rozczarowany, kiedy nie znalazł tyle, na ile liczył. W sumie wyniósł z domu ciotki kilka tysięcy złotych. Kilka tysięcy, dla których zamordował niewinną kobietę i zniszczył życie swojej rodziny.
A miało być tak pięknie. Waldemar R. rok temu otworzył firmę budowlaną, która specjalizowała się w konserwacji zabytków. Miał sporo zleceń i masę planów. Chciał rozwinąć firmę, więc pozaciągał kredyty. W końcu okazało się, że brakuje mu gotówki. Myślał, że napad na ciotkę rozwiąże jego problemy.
Wpadł już następnego dnia po zabójstwie. Przyznał się do winy. Grozi mu dożywocie.