Żona Dariusza S. zgłosiła zaginięcie 11 lutego. Zaczęły się poszukiwania. Kilka dni później mundurowi w okolicach Legionowa natrafili na terenowego nissana, którym jeździł mężczyzna. Jednak po 51-latku nadal nie było śladu. Dopiero pod koniec zeszłego tygodnia na jaw wyszła potworna prawda.
Zabili i podpalili w lesie
We wtorek na posesję Haliny W. (70 l.) w Kałuszynie dzikie psy przyciągnęły... ludzką rękę.
- Usłyszałam ujadanie obok obory. Wyszłam i zobaczyłam sforę bezpańskich psów, które walczyły o kawał mięsa. Kiedy podeszłam bliżej zorientowałam się, że to ludzkie ramię - wspomina ze zgrozą pani Halina. Syn kobiety natychmiast zadzwonił na policję. Mundurowi pobrali odciski palców. System komputerowy potwierdził, że należą one do poszukiwanego. Dwa dni później w leśnych ostępach mundurowi znaleźli spalone zwłoki. Po fragmentach ubrania rodzina rozpoznała Dariusza S. Mężczyzna został zastrzelony. W jego ciele tkwiły 2 kule z pistoletu.
Dariusz S. niedawno przeprowadził się do Bukowa, małej wioski pod Ciechanowem. Interesy prowadził jednak w Legionowie i okolicach. Żona mężczyzny jest właścicielką kamienicy, on sam zajmował się nieruchomościami, od jakiegoś czasu wykupywał ziemię w swojej okolicy. Sąsiedzi małżeństwa S. nie słyszeli o żadnych kłopotach mężczyzny.
Przeczytaj koniecznie: Warszawa: Spłonęło mieszkanie na Ursynowie
Nie był notowany
- Porządni ludzie. Widać było, że mają pieniądze, ale nie zadzierali nosa. Jak trzeba było to pomogli, do miasta podwieźli - opowiadają. Kto mógł chcieć go zabić? - zachodzą w głowę zszokowani mieszkańcy Bukowa.
Śledczy z wydziału terroru kryminalnego są w kropce. Na razie nikt nie został zatrzymany. - Mężczyzna nie miał kontaktów ze światem przestępczym. Możliwe, że znał zabójcę, sprawdzamy wszystkie tropy, także znajomych i przyjaciół - wyjaśnia jeden z policjantów prowadzących sprawę.