Czemu pracodawcy na swój celownik wzięli akurat osoby, które straciły małżonków? Bogacze nie ukrywają swoich intencji. Chcą, by harowali do kresu sił, zamiast żyć ze skromnych świadczeń należnych im po nieżyjącym bliskim.
Motywacja do pracy
- To rozwiązania, które mają zwiększyć motywację do pracy ludzi, którzy jej nie podejmują - tłumaczy w rozmowie z "Super Expressem" Jeremi Mordasewicz (59 l.), przedstawiciel Lewiatana w radzie nadzorczej ZUS. I dodaje, że w tej chwili wpływy na fundusz, z którego wypłacane są renty, nie starczają na wydatki. Dlatego jego zdaniem albo muszą stracić wdowy, albo należy o trzy punkty procentowe zwiększyć składkę rentową opłacaną przez pracowników!
Ci, którzy stracili bliskich i teraz pobierają rentę rodzinną, nie kryją swojego oburzenia takimi pomysłami. - Te pieniądze nam się po prostu należą. To żadna łaska, przecież mój mąż regularnie opłacał ubezpieczenie i płacił podatki - złości się Ewa Półkośnik (52 l.) z Paniek (woj. podlaskie), wdowa po strażaku.
SLD broni
W obronie wdów staje posłanka SLD oraz była szefowa ZUS Anna Bańkowska (65 l.). - Propozycja Lewiatana jest nieludzka. To szaleństwo - mówi. - Sytuacja na rynku pracy jest niekorzystna i nawet młodzi mają problemy z jej znalezieniem. Nie mówiąc już o osobach po pięćdziesiątce. Nie można ich skazywać na życie bez świadczeń i pracy - wyjaśnia polityk.
Ewa Półkośnik (52 l.), Pańki (woj. podlaskie), wdowa od 4 lat:
- Uważam, że zabieranie wdowom rent po małżonkach jest niesprawiedliwe. Mój mąż ponad 20 lat ciężko pracował jako strażak, służył państwu. Choć odszedł przedwcześnie, to moim zdaniem te pieniądze nam się po prostu należą. To żadna łaska, przecież mój mąż regularnie opłacał ubezpieczenie i płacił podatki. Dostaję 600 zł renty po mężu, ale zamiast tych pieniędzy, wolałabym mieć go przy sobie.