Tomasz P. (19 l.) z Blękwitu (woj. wielkopolskie) zafundował swoim rodzicom horror. Ojciec chłopaka Jacek P. na samo wspomnienie tamtych dni cały się trzęsie. - Do teraz jestem chory - mówi smutno. Tomek zniknął 20 marca. Po prostu wyszedł z domu na chwilę. Nie wziął nawet komórki, bo stwierdził, że wróci na obiad. Nie wrócił.
Gdy minuty spóźnienia, zaczęły przeradzać się w godziny, rodzina zaczęła dociekać, co się z Tomkiem stało. Udało im się ustalić, że doszedł do sklepu w oddalonym o kilka kilometrów Złotowie. Tam ślad się urywał... Gdy syn się nie zjawiał, rodzicom do głowy przychodziły najczarniejsze scenariusze. W końcu zawiadomili policję.
- Jak zawsze w tego typu przypadkach rozpoczęliśmy czynności poszukiwawcze - informował komisarz Maciej Zając, rzecznik złotowskiej policji. Po kilku dniach okazało się, że za tajemniczym zaginięciem stoi... zakład karny. Tomasz P. nie powiedział rodzinie, że został skazany przez sąd za posiadanie małych ilości narkotyków. Sąd nakazał mu w ramach kary odbycie prac społecznych. Tomkowi nie chciało się jednak pracować. Wolał odsiadkę. Nikomu nic nie mówiąc, poszedł do aresztu. Gdy za dwa miesiące wróci do domu, będzie musiał się rodzicom tłumaczyć, dlaczego zniknął bez słowa.