Przez ćwierć wieku Krzysztof P. zapewniał swoją żonę Wandę o dozgonnej miłości, ale w rzeczywistości wykorzystywał ją. Kiedy styrana pracą padła i nie przygotowała mężowi kanapek, pokazał, jakim jest szowinistycznym draniem.
- Od rana sprzątałam i prałam w domu - leżąca na szpitalnym łóżku Wanda P. opowiada słabym głosem. - Chciałam trochę odsapnąć, więc położyłam się.
Wtedy wrócił jej mąż.
- Wandusiu, kochanie, zrób mi proszę kanapki, bo jestem głodny jak wilk - zawołał od progu.
- Krzysiu, zrób sobie sam - poprosiła. - Cały dzień jestem na nogach. Chciałabym odpocząć - wytłumaczyła. Przytuliła się do poduszki i smacznie zasnęła.
Głodny Krzysztof P. nie mógł znieść myśli, że tak został potraktowany. Niczym rozjuszony byk chodził w kółko po mieszkaniu.
Nagle jego wzrok spoczął na kuchennym nożu. Chwycił go i podszedł do śpiącej żony.
- Obudził mnie potworny ból w klatce piersiowej - opowiada Wanda P. - Zobaczyłam wbity nóż. Krzysiek wyciągnął go i chciał uderzyć jeszcze raz. Jakimś cudem, udało mi się wybronić. Uciekłam z domu - wspomina wstrząsające chwile kobieta.
Sąsiedzi wezwali pogotowie. Pani Wanda przeszła pięciogodzinną operację. Krzysztofowi P. za usiłowanie zabójstwa żony grozi dożywocie.