Historia urodzonej na nocnej zmianie w pracy i wyrzuconej przez płot w krzaki dziewczynki, która przetrwała dwa dni wśród dzikich zwierząt i w śmiercionośnym upale, poruszyła do głębi księdza biskupa Jacka Jezierskiego. - Zarówno matka, jak i dziecko miały wielkie szczęście, że ta sytuacja nie zakończyła się tragedią - mówi biskup Jezierski.
-To cudowne ocalenie, znak od Boga - dodaje. I choć w Kościele katolickim obowiązuje ścisła hierarchia, biskup elbląski jest gotów złamać zasady dla maleństwa porzuconego przez matkę. Bo normalnie niemowlę dochodzące do siebie w szpitalu powinien ochrzcić albo proboszcz parafii jego matki, albo szpitalny kapelan. - Nie odmówię prośbie rodziny dziewczynki i jeśli tego zechcą, ochrzczę ją osobiście - zapewnia wzruszony ksiądz biskup. Biskup Jezierski jest przekonany, że dziewczynka, która przetrwała w tak trudnych warunkach, przetrzyma wszystkie, choćby najcięższe próby w życiu. Jego zdaniem to świadectwo, jak mocno Opatrzność Boża nad nią czuwa.
Zobacz też: Jolanta C. najpierw porzuciła dziecko w krzakach, a teraz chce je odzyskać?! Bezczelna!
- Jej siła i wola życia to także świadectwo, żeby szukać innych rozwiązań niż to, na które zdecydowała się jej matka - mówi biskup. Pielęgniarki na dziewczynkę mówią Jagódka, bo została znaleziona w lesie. Jak ustalił "Super Express", matka, która niedawno pojawiła się w szpitalu, chciałaby, żeby porzucona przez nią jak szmaciana laka córeczka dostała na imię Zuzia.
ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail