Ten morderca myślał, że uda mu się uciec przed sprawiedliwością. Leszek M., który w 1988 roku zamordował Mirosławę Naliwajko (†23 l.) z Zabłocia (woj. podlaskie), uciekł z Polski i próbował zacząć nowe życie w dalekiej Ameryce.
Długie lata żył tam, udając dobrego ojca rodziny i przykładnego obywatela. Ale boża sprawiedliwość zawsze triumfuje - morderca zginął w wypadku samochodowym.
Ta niesamowita historia zaczęła się przeszło 20 lat temu. 21-letni wówczas Leszek M. mieszkał wtedy we wsi Nurzec Stacja (woj. podlaskie). Pewnego dnia zaprosił znajomych na imprezę.
Była wśród nich Mirosława - piękna kobieta o dużych, błękitnych oczach. Ostro pijący tego dnia Leszek oczu od niej nie mógł oderwać. W końcu nie był w stanie dłużej nad sobą panować. Wyczekał aż kobieta poszła do łazienki i tam zaatakował.
Sapiąc niczym dzikie zwierzę zaczął ją obmacywać po całym ciele, wpychać łapy pod ubranie. Przerażona kobieta zaczęła walczyć z obmierzłym napastnikiem. Wściekły potwór wyrwał ze szlafroka pasek i zaczął dusić nim szamoczącą się ofiarę. Przestał dopiero, jak martwe ciało upadło u jego stóp.
Zdjęty nagłymi wyrzutami morderca sam zadzwonił po policję. Sąd skazał go na 15 lat więzienia.
Szybko jednak potwór uznał, że kara mu się nie należy. W 1991 roku, kiedy wyszedł z więzienia na 24-godzinną przepustkę, przepadł bez wieści. Jakimś cudem zdobył fałszywe dokumenty, dzięki którym uciekł do Ameryki.
Tam, pod fałszywym nazwiskiem, założył nową rodzinę, rozkręcił biznes, zbił majątek. Miał cztery wielkie domy, a wakacje spędzał w Nicei i Monte Carlo. Wydawało się, że uniknie kary za koszmarny mord.
Ostatnio jednak do podlaskiej policji dotarła informacja z dalekiej Ameryki, że polski obywatel zginął tam w koszmarnym wypadku na autostradzie. Wspólnie z tamtejszymi śledczymi nasi policjanci ustalili, że ofiarą jest nie kto inny a właśnie Leszek M.!
- To dobrze, że po tylu latach sprawiedliwość zwyciężyła - mówi Helena Naliwajko (71 l.), matka zamordowanej Mirki, i dodaje ze łzami w oczach: - Ale życia mojej córki to nie wróci...