Bóg uratował nas z płomieni

2009-12-31 2:00

Tylko opiece boskiej może zawdzięczać życie rodzina Tomkielów z Nowego Klewinowa na Podlasiu! Kiedy potworny pożar wybuchł w piwnicy ich domu, wszyscy smacznie spali.

Na szczęście wiedziona przeczuciem Maria Tomkiel (58 l.) w porę się obudziła i kiedy dostrzegła płomienie - natychmiast zaalarmowała męża Eugeniusza (61 l.) i ciężarną córkę Kamilę (35 l.).

Domownicy ocaleli ze strasznej pożogi, ale ogień doszczętnie strawił cały ich majątek. - Nie mamy zupełnie nic - rozpacza pani Maria, zalewając się łzami. - Na szczęście, dzięki Bogu, żyjemy - pociesza ją jej małżonek.

Takie nieszczęście wprost trudno sobie wyobrazić. Rodzina Tomkielów nowy rok rozpocznie bez dachu nad głową, skazana na pomoc dobrych ludzi! - Co my teraz zrobimy? - załamuje ręce Maria Tomkiel. W domu, który spłonął, mieszkała cała rodzina pani Marii. Jej mąż Eugeniusz i córki: Kamila (35 l.) i Ewelina (35 l.), a także zięć Ireneusz Piszczatowski (30 l.) oraz wnuczek Szymon (6 l.).

Około godz. 6 w piwnicy pojawiły się pierwsze płomienie. Na szczęście pani Maria wiedziona dziwnym przeczuciem obudziła się i wtedy poczuła swąd. Przerażona kobieta zaalarmowała śpiącego jeszcze męża i ciężarną córkę Kamilę. Tylko cud sprawił, że wszyscy zdążyli, w samej bieliźnie, wybiec z ogarniętego ogniem domu. Płomienie rozprzestrzeniały się bardzo szybko. - Złapałam tylko laptop i telefon - relacjonuje Kamila. - Chciałam wrócić, ale już się nie dało - dodaje przez łzy. Na szczęście jej siostry bliźniaczki, Eweliny (35 l.), nie było wtedy w domu, bo razem z mężem i synkiem wyjechali do rodziny we Wrocławiu. - Straciliśmy wszystko, ale najważniejsze, że żyjemy - mówi pan Eugeniusz.

Pogorzelcy skorzystali ze schronienia u bliskich w Juchnowcu Górnym. Rodzina wierzy, że znajdą się ludzie, którzy zaoferują im pomoc.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki