Ksiądz Tomasz urodził się i wychował w Białymstoku. Służbę na rzecz Kościoła i jego wiernych dopiero rozpoczynał. W czerwcu tego roku skończył seminarium i z rąk arcybiskupa odebrał święcenia, a w sierpniu trafił na swoją pierwszą placówkę duszpasterską. Pracował jako wikariusz w parafii pw. św. Anny w Krynkach.
Przez ten krótki okres dał się poznać miejscowym parafianom jako zawsze uśmiechnięty i uczynny młody ksiądz. Pięknie odprawiał nabożeństwa i dla każdego zawsze miał dobre słowo. Tragiczna śmierć duchownego była szokiem dla wszystkich wiernych... Było około godziny 8 rano, gdy młody wikary wyjechał swoim samochodem z plebanii w Krynkach. Wybierał się do swojego rodzinnego Białegostoku. Chciał tam odwiedzić swoich bliskich, pobyć chwilę z rodziną i znajomymi. Kiedy był w połowie drogi do domu, Pan Bóg postanowił wezwać go do siebie i zakończyć jego ziemską posługę.
Na łuku drogi w okolicach miejscowości Talkowszczyzna prowadzony przez ks. Tomasza samochód wpadł nagle w poślizg. 26-letni kapłan w jednej chwili stracił panowanie nad kierownicą, a jego auto wypadło z drogi i dachowało. Młody duszpasterz nie miał szans na przeżycie w zmiażdżonym jak dziecięca zabawka samochodzie - zginął na miejscu na skutek odniesionych ran. - Pan Bóg wezwał go do siebie, bo pewnie w niebie był bardziej potrzebny - mówią wstrząśnięci śmiercią wikariusza wierni z Krynek, modląc się za jego duszę. Przyczyny tragedii bada podlaska policja.