Bogdan Klich: Jestem zawsze do dyspozycji premiera WYWIAD

2011-05-19 4:40

Biorę odpowiedzialność za wszystkie podjęte decyzje - mówi nam Bogdan Klich, szef Ministerstwa Obrony Narodowej.

"Super Express": - Ministrowie bali się Tu-154? Pan leci nim jako pierwszy od katastrofy smoleńskiej.

Bogdan Klich: - Ten samolot musiał uzyskać wszystkie możliwe certyfikaty. Ma to niewiele wspólnego z odwagą. Latałem nim wcześniej przez ponad dwa lata. To bezpieczna maszyna.

- Co przesądziło, że zdecydował się pan lecieć do Kosowa Tu-154?

- Po pierwsze, ten samolot może już być wykorzystywany do lotów VIP-ów. Po drugie, jest wystarczająco pojemny, aby pomieścić żołnierzy, którzy w Kosowie będą tworzyli 24. zmianę. I to jest jedyny powód, dlaczego wybraliśmy Tu-154. Nie ma żadnych podtekstów, a już z pewnością nie jest to próba jakiegoś "odczarowania" tragicznych wspomnień po katastrofie smoleńskiej.

- Ale dopóki będzie on służył naszym VIP-om, to każdy lot będzie nasuwał tragiczne wspomnienia. To latający symbol. W Smoleńsku rozbiła się bliźniacza maszyna...

- Oczywiście wszyscy będziemy pamiętali katastrofę smoleńską. Zginęło tam wielu moich przyjaciół i najbliższych współpracowników. Natomiast bardzo wiele wskazuje na to, że przyczyną tamtej tragedii nie były wady techniczne samolotu. Nie ma dowodów, które sugerowałyby jakąkolwiek usterkę. Minister obrony narodowej jest od konkretnych zadań. Dla mnie sytuacje o charakterze symbolicznym nie mogą mieć decydującego znaczenia. W wojsku lata się samolotami, a nie symbolami.

- Coraz głośniej o smoleńskim raporcie ministra Millera. Na razie jednak PiS ujawnia fragment swojego dokumentu i zapewnia, że współdecydował pan o doborze pasażerów.

- To nie jest prawda. Szef MON nie uczestniczy w przygotowaniach lotów z VIP-ami. Regulują to przepisy: Porozumienie między MON a Kancelariami z 2004 roku oraz Instrukcja HEAD.

- Wysłał pan list do prezydenta, z gratulacjami doboru pasażerów?

- Owszem, śp. minister Władysław Stasiak poinformował mnie o zaproszeniu generałów na uroczystość. I na to wyraziłem zgodę. Nie sprecyzował jednak, że wszyscy będą lecieli jednym samolotem. To Kancelaria Prezydenta decydowała, kto poleci Tu-154, kto Jak-40 lub pociągiem. Przyznał to zresztą minister Jacek Sasin w jednym z wywiadów telewizyjnych, gdzie szczegółowo opowiedział, w jaki sposób w Kancelarii Prezydenta dzielono miejsca w samolotach.

- Czyli w raporcie MSWiA, będą tylko zarzuty dotyczące braku wyciągnięcia konsekwencji po katastrofie CASY pod Mirosławcem, gdzie zginęła elita polskich pilotów?

- Nie wiem jeszcze, co znajdzie się w raporcie. Ale wiem, że zaraz po przedstawieniu raportu z katastrofy CASY, zabrałem się za przywracanie dyscypliny w wojsku. Chodziło o to, aby przepisy i procedury były przestrzegane przez każdego żołnierza. Także dotyczące bezpieczeństwa lotów. W dół szły moje polecenia, które dowódcy przekładali na rozkazy. A do góry sprawozdania z wykonania dyspozycji. Na końcu była ustawa o dyscyplinie wojskowej "wzmacniająca" kontrolę przez bezpośrednich przełożonych żołnierzy.

- Czyli może pan być już spokojny? Ocali pan głowę? Premier zapowiedział, że zostanie pan na stanowisku do końca kadencji? A może raport zdemaskuje inne pana błędy?

- Biorę pełną odpowiedzialność za wszystkie decyzje, które podejmowałem. W każdej chwili byłem i jestem do dyspozycji pana premiera.

- Donald Tusk już zasugerował karę. Zostanie pan zesłany do Senatu. Ma pan startować z list PO.

- Nie traktuje tego jako zesłania. To raczej zaszczyt.

- Inni ministrowie Tuska: Rostowski, Kwiatkowski, Grabarczyk, startują do Sejmu. I mają być lokomotywami wyborczymi. Karierę robi się w rządzie i Sejmie. Senat to prestiżowe, ale polityczne peryferie.

- Ale znaczące w procesie stanowienia prawa. Mówię to jako były poseł na Sejm i poseł do Europarlamentu.

- Premier dał już panu do zrozumienia, że po zwycięskich wyborach nie ma pan szans na tekę szefa MON?

- Nie rozmawialiśmy na ten temat. To, co chciałem wykonać w ministerstwie, w 90 proc. zostało zrobione. Mówię nie tylko o zniesieniu przymusowego poboru, profesjonalizacji armii czy tzw. pakiecie afgańskim, czyli dozbrojeniu żołnierzy służących w tej misji. Mam na myśli także zmiany strukturalne, które polegają na zwiększeniu potencjału bojowego naszego wojska poprzez przekształcanie jednostek i dowództw. Mam na myśli ograniczenie biurokracji w wojsku poprzez zmniejszenie administracji. A także szeroki program informatyzacji, czyli nowe narzędzia dowodzenia i komunikowania. Na informatyzację wydaliśmy w zeszłym roku 754 miliony złotych.

- Ale będzie pan kolejnym ministrem obrony, który nie zrealizował np. zakupu nowych samolotów dla VIP-ów. A tyle o tym mówiliście.

- Dla obrony kraju ważne są zakupy broni dla armii. Na modernizację techniczną wydaliśmy w 2010 roku 5,7 mld zł, a w tym roku 6,6 mld. Udział wydatków majątkowych - tego, co na trwałe pozostaje w wojsku, wzrósł z 22,5 proc. przed rokiem do 24,3 proc. obecnie i 26,3 proc. w projekcie przyszłorocznego budżetu. A ostateczne decyzje w sprawie samolotów dla VIP-ów podejmuje rząd.

- To po co w MON zespół, który zajmuje się tym tematem? A może winny opóźnień w sprawie smolotów dla VIP-ów jest premier, który chce oszczędzać na bezpieczeństwie?

- Już w zeszłym roku premier pokazał, że nie zamierza oszczędzać na bezpieczeństwie. Z roku na rok budżet MON rośnie. Oznacza to, że jest polityczna wola modernizowania wojska.

Bogdan Klich

Minister obrony narodowej

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki

Nasi Partnerzy polecają