Przekradają się przez dziury i kanały. Niosą meldunki, od których zależy być albo nie być walczących powstańców. Kule świszczą nad ich chłopięcymi czuprynami, a śmierć co chwilę zagląda im w oczy.
Na jednej z warszawskich ulic rudy chudzielec w krótkich spodenkach rezolutnie tłumaczy niemieckim żandarmom, że był u kolegi i właśnie wraca do mamy. Wydaje się zagubiony w chaosie Powstania. O dziwo Niemcy pozwalają mu przejść. Nie podejrzewają nawet, że chłopiec ma w kieszeni meldunek przekazany przez dowództwo jednego z oddziałów AK. Dziś miał szczęście, ale jutro może zginąć od zabłąkanej kuli, celowo odstrzelony przez "gołębiarza" albo schwytany przez esesmana, który nie zna litości.
Kim jest to dziecko? To zawiszak - najmłodszy harcerz Szarych Szeregów.
On i jego koledzy już od dwóch tygodni obserwują niemieckie transporty kolejowe, śledzą ruchy na drogach i wokół militarnych obiektów w Warszawie. To najgorętsze lato ich dzieciństwa. Godziny spędzone przy mostach, na nasypach i w przydrożnych chaszczach przynoszą jednak zaskakujące efekty. Dzięki wysiłkom młodych harcerzy dowództwo Powstania poznaje przecież informacje, bez których trudno byłoby planować walkę. `Uwadze chłopców pozorujących zabawę w berka nie umyka ani rodzaj niemieckiej ochrony ważnych strategicznie stołecznych budynków, ani godziny zmian warty.
Zawiszacy to wytrawni znawcy strategii, świadomi wagi swoich działań. Wiedzą, że po dostarczeniu meldunku nie mogą wracać tą samą drogą. To zbyt ryzykowne. Esesmani mogliby przecież przechwycić odpowiedź. Młodziutcy harcerze kluczą więc po Warszawie, szukają mniej uczęszczanych przejść, których sieć ma się dopiero rozrosnąć.
W Śródmieściu jeden z chłopców wybiera rozwiązanie na pozór brawurowe, ale strategicznie najlepsze. Idzie środkiem ulicy, swobodnie, z podniesioną głową. Niemcy widzą go z daleka. Na szczęście nie ma wśród nich takiego, który strzeliłby do dziecka niemającego nic do ukrycia. Inny harcerz ma mniej szczęścia. Już tylko 10 kroków dzieli go od bramy, w której czekają na niego powstańcy. Tuż przed celem pada martwy na chodnik. Jego matka nie doczeka się na swojego bohatera. Nocą koledzy z zastępu będą musieli cichutko zapukać do jej drzwi i oddać harcerską odznakę syna.
Młodzi ludzie działają prężnie. W Śródmieściu-Południe organizuje się już harcerska poczta polowa. W planach jest objęcie jej zasięgiem całego obszaru Powstania. Na ulicach mają zawisnąć skrzynki z lilijką. Znaczki powstańczej poczty, zwolnionej od opłat, są już wydrukowane. Mają różne kolory - każdej dzielnicy przysługuje inny. Jutro powinny wejść do obiegu.
Najmłodsi żołnierze Powstania bez cienia wątpliwości ryzykują życiem. Wiedzą, że regularna walka będzie przegrana, jeśli nie wspomogą jej łącznicy, obserwatorzy i przewodnicy. Nikt inny nie zna ukrytych przejść z budynku do budynku czy między dzielnicami.
Do pomocy garną się też dziewczęta. Z poświęceniem doglądają rannych i podnoszą na duchu swoich niewiele starszych kolegów. Przy pięknych sanitariuszkach szkoda umierać. Ale młodość, odwaga i śmierć idą dziś w parze.