- To jest takie żywe sreberko – mówi o swoim synu Patrycja Ligocka (44 l.). - Trudno go upilnować, wszędzie go pełno, teraz jednak ta energia, co go tak rozsadza, bardzo się przydała. Jestem z niego taka dumna! – dodaje szczęśliwa mama Maciusia. Bo też chłopiec wyrósł na prawdziwego bohatera.
To się zdarzyło późnym popołudniem w miniony poniedziałek przy ul. Kochanowskiego w Czechowicach-Dziedzicach na Śląsku. Maciek na podwórku bawił się z kolegami w berka, tymczasem Kordian umierał w domu z nudów. Kusiły go dźwięki beztroskiej zabawy, ale nie potrafił samodzielnie wyjść z mieszkania. Wgramolił się więc na okienny parapet i spojrzał w dół. Do ziemi było dobrze ponad trzy metry, tuż pod oknami bloku tkwił kamienny krawężnik, ale on, nieświadomy śmiertelnego niebezpieczeństwa, postanowił skoczyć.
Właśnie wtedy zobaczył go Maciuś. - Podbiegłem do niego. Mówił, że chce wyjść, ale nie może dobudzić mamy. No i skoczył na mnie, ale go złapałem – opowiada rezolutny Maciuś.
Chłopcom nic się nie stało. Maciek zaprowadził Kordiana do swej mamy, a ta postanowiła zainteresować losem chłopca jego opiekunów. Niestety, drzwi do mieszkania nikt nie otwierał. - Musiałam zadzwonić po policję. Gdy przyjechali okazało się, że matka Kordianka jest kompletnie pijana, tak samo jak jego dziadek – mówi pani Patrycja.
37-letnia Wiktorię L. miała w organizmie prawie 3 promile alkoholu. Została zatrzymana. Za narażenie dziecka na niebezpieczeństwo utraty życia lub ciężkiego uszczerbku na zdrowiu grozi jej do pięciu lat więzienia. Kordianek trafił pod opiekę krewnych.