Jego syn był dowódcą polskiej marynarki wojennej, myślał o spokojnym życiu na emeryturze. I nagle koniec. W jednej chwili jego linia życia została przerwana. Nie musiał lecieć do Smoleńska, bo akurat miał wolne, ale jako dowódca na tak eksponowanym stanowisku nie mógł odmówić. Przypłacił to życiem.
- Myślę, że nie poznamy nigdy prawdy, chociaż bardzo bym chciał się dowiedzieć, dlaczego mój syn zginął - mówi zdruzgotany ojciec. Pan Mieczysław był cały w nerwach, gdy słuchał stenogramów. Natychmiast odżyły straszne wspomnienia, gdy się dowiedział o śmierci syna, z którego był tak dumny. Znów po jego zniszczonej przez życie twarzy polały się łzy. Łzy wyjątkowo ciężkie, bo po stracie ukochanego syna, który był dla niego powodem do chluby. I niechcianej popularności. Po jego śmierci.