Gdyby można było cofnąć czas i zapobiec tej strasznej tragedii... Niestety, to niemożliwe. Wielki ból i rozpacz zawładnęły sercem Alicji P. (52 l.) z Koszelówki (woj. mazowieckie) po utracie ukochanego wnusia Igorka M ( 2 l). Malec, który był pod jej opieką, wpadł do dołu wypełnionego gnojowicą i utonął.
Igorek, jak co dzień, kiedy jego mama pracowała, beztrosko biegał po podwórku z innymi dziećmi.
- Był bardzo żywym chłopcem. Wszędzie było go pełno - opowiada zapłakana babcia Igorka.
Wnuczek biegł za nią, kiedy poszła do obory,. Miała go na oku, czuwała nad nim.
- Po chwili słyszałam, że bawił się przy samochodzie, bo otwierał i zamykał drzwi. Nie przypuszczałam, że pobiegnie do dołu z gnojówką - dodaje załamana.
Kiedy Igorek wpadł i zaczął krzyczeć, Alicja P. z mężem rzucili się mu na ratunek. - Wyciągnęliśmy go stamtąd - opowiada zalana łzami babcia.
Czekając na przyjazd karetki, próbowała reanimować wnuczka. - Umierał na moich rękach, a ja nic nie mogłam zrobić - rozpacza pani Alicja. Nie może pogodzić się z ciosem, który zadał jej okrutny los. Bo tylko na moment spuściła Igorka z oczu! - Tak mi przykro, że go nie dopilnowałam - mówi zszokowana.