Jak się później okazało, chłopiec miał ostrą białaczkę szpikową. Lekarze ze szpitala kilkakrotnie zbywali rodziców malucha, stwierdzając, że coraz gorzej czujące się dziecko jest przeziębione, ząbkuje lub nawet, że ma... zwichniętą rękę, podczas gdy niedowład był objawem ciężkich powikłań - udaru mózgu.
Dopiero wtedy ojciec zrobił w szpitalu awanturę i lekarze zdecydowali się przyjąć dziecko na oddział intensywnej terapii. Niestety, po dwóch tygodniach walki o życie chłopiec zmarł. Śledczy prowadzą postępowanie w sprawie narażenia dziecka na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia i nieumyślne spowodowanie śmierci.