Boni - twarz rządu

2007-11-01 21:13

Michał Boni, ważny niegdyś działacz Solidarności, przyznał się do współpracy z SB. Twierdzi, że uczynił to pod przymusem. Ja mu wierzę. Tak samo jak i w to, że owo dzisiejsze wyznanie wymuszone było szansą wejścia do rządu.

Tym, którzy nie przeżyli stanu wojennego, nie wolno sądzić, tych, którzy w tych czarnych czasach podlegali szantażowi komunistycznych gnid. Nie wszyscy represjonowani byli bohaterami. Więc jeżeli Boni dziś prosi o wybaczenie, to niech go ułaskawiają - Władysław Frasyniuk, Zbigniew Romaszewski, prof. Mirosław Dakowski czy Zbigniew Bujak. Mają do tego prawo.

Kto jednak rozgrzeszy Boniego za oszukiwanie braci z Solidarności i społeczeństwa? Kiedy w 1992 roku jego nazwisko pojawiło się w spisie agentów na tzw. liście Macierewicza, w obronie ówczesnego posła pisemnie występowali najwybitniejsi politycy wolnej Polski z Jackiem Kuroniem na czele. Dzięki ich poparciu Polacy uwierzyli w jego nieskazitelność.

Dziś jeden z ówczesnych przyjaciół Donald Tusk chce, aby Michał Boni wszedł do rządu. Rozumiem, że postanowił nie osądzać agenturalnej przeszłości z okresu PRL-u. Nie rozumiem, dlaczego nie przeszkadza mu oszustwo i nadużycie, na którym Boni zbudował swoją karierę w wolnej Rzeczpospolitej.

 

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki