- Co za głupi zakład - załamuje ręce żona Kazimierza. - Jak on mógł ryzykować życie dla paru butelek piwska?
Kobieta nie może zrozumieć tego, że dorośli mężczyźni zachowują się jak banda nieopierzonych wyrostków. Koledzy Kazimierza zachęcali go przecież, by podpity wskoczył do wody. I dopingowali, kiedy płynął...
Dopiero kiedy zniknął pod wodą, zaczęli żałować tego zakładu. Pierwszy na ratunek tonącemu skoczył jego 20-letni syn. Potem kilku gapiów. Ale nie mogli znaleźć tonącego w brudnej wodzie. Kazimierza wyciągnęli dopiero wezwani na miejsce strażacy. Na ratunek było już jednak za późno.