BOR jest wstrząśnięty decyzją prokuratury. - Przecież ten chłopak jeździ codziennie do pracy tamtą trasą. Jak można było wypuścić tych bandziorów?! - pytają funkcjonariusze.
Zobacz ZDJĘCIA: Pies jest nałogowym palaczem
Do zdarzenia doszło w ostatni piątek, 12 marca. BOR-owik jechał do pracy pociągiem relacji Małkinia - Warszawa Wileńska. Nagle usłyszał huk wybijanych szyb. Okazało się, że czterej pijani mężczyźni niszczyli służbowy przedział i wybijali szyby. Zerwali też hamulec bezpieczeństwa. Jeden z nich miał przy sobie broń.
- Kierował ją w stronę ludzi, straszył, że jej użyje. Ludzie ze strachu kładli się na ziemi - opowiada nam borowik.
Na stacji w Dobczynie bandyta podszedł do funkcjonariusza i wycelował w niego broń. Miał pecha. Borowik w kilka sekund obezwładnił bandytę. - Policjanci dostali zgłoszenie około godz. 17.40. Na miejscu okazało się, że funkcjonariusz BOR wraz z kierownikiem pociągu ujęli najbardziej agresywnego napastnika, który terroryzował pasażerów pistoletem. Wskazali też funkcjonariuszom jego kompanów. Dwóch z nich złapano od razu, trzeciego następnego dnia - mówi nam mł. insp. Zenon Maćkowiak (39 l.), komendant komisariatu w Tłuszczu. Cała czwórka następnego dnia była już na wolności.
Przeczytaj koniecznie: Najbardziej niebezpieczne miasta w Polsce: Katowice, Poznań, Wrocław
- Wszystkim sprawcom Prokuratura Rejonowa w Wołominie postawiła zarzuty. Grozi im od 3 do 5 lat więzienia. Wobec jednego z nich, zastosowano dozór policyjny - mówi Renata Mazur, rzecznik Prokuratury Okręgowej Warszawa-Praga. Dlaczego prokuratura w Wołominie wypuściła bandytów? - Sprawcy przyznali się. Prokurator uznał, że nie zachodzi obawa mataczenia - tłumaczy się Mazur. Słysząc to, kierownictwo BOR łapie się za głowę. - Jak można było ich wypuścić? Gdyby nie mój funkcjonariusz, mogłoby dojść do większej tragedii. Przecież ten bandyta groził bronią i mógł jej użyć! - denerwuje się gen. Marian Janicki, szef BOR.