Tragicznego popołudnia Beatka L. (13 l.), zawsze uśmiechnięta gimnazjalistka, miała już nie wychodzić z domu. - Tak ją prosiłam, żeby została. Ona najpierw zgodziła się, a potem jednak wyszła - mówiła w dniu zaginięcia matka dziewczynki.
Po Beatkę przyszły koleżanki i wspólnie poszły do kościoła na różaniec. Była wśród nich Beata W. (14 l.) - sąsiadka i przyjaciółka trzynastolatki.
W kościele dziewczyny skupione na modlitwie z przejęciem wpatrywały się w obraz Przenajświętszej Panienki, a przez ich palce wolno przesuwały się paciorki różańca. Nie spodziewały się, że to ostatnia modlitwa w ich życiu.
Po nabożeństwie obie Beaty weszły do sklepu, kupiły chipsy i ruszyły nad rzekę, by urządzić sobie ostatni piknik w tym roku. Mimo że wiało, a z nieba sączyła się mżawka, poszły nad Wartę, na prom, z którego w czasie sianokosów korzystają pobliscy rolnicy.
Tajemnicę, czy obie Beaty wpadły do Warty równocześnie, czy też jedna z nich próbowała ratować tonącą przyjaciółkę, nastolatki zabiorą ze sobą do grobu. Policja podejrzewa, że pod dziewczynkami zawaliła się ruchoma część promu.
- To były radosne i grzeczne dziewczynki. Często widywałam je razem, bardzo się przyjaźniły - mówi jedna z mieszkanek Ratynia.
- Boże, dlaczego ją zabrałeś? - rozpaczała nad wyłowionymi z Warty zwłokami swojego dziecka matka trzynastolatki. Ciała Beatki W. (14 l.) jeszcze nie odnaleziono. Nurkowie i straż wciąż przeczesują rzekę w poszukiwaniu zwłok gimnazjalistki.