A w szczerej rozmowie z "Super Expressem" wyznaje: - Tęsknię za Staszkiem, brakuje mi go bardzo. Święta idą, może by się sąd zlitował i wypuścił go na te dwa dni do mnie.
Ostatnie dni to fatalny okres w życiu Wandy Łyżwińskiej. Była posłanka Samoobrony została skazana przez radomski Sąd Okręgowy na rok więzienia w zawieszeniu na 5 lat. A wszystko za fałszowanie przez nią dokumentów w trakcie kampanii wyborczej w 2001 r. Jej mąż - jeden z bohaterów seksafery - siedzi w areszcie od ponad dwóch lat.
- Jestem u niego dwa razy w miesiącu po 1,5 godziny. Wożę mu suchą kiełbasę. Ostatnio upiekłam boczek i karkówkę dla niego. Marynaty? Nie ma mowy... Wszystko ze słoika trzeba wylać - opowiada Łyżwińska. Byłą posłankę mieszkającą w leśniczówce niedaleko Grójca wspiera syn oraz jego przyjaciele. Ale większość prac domowych w obejściu wykonuje sama. - Muszę sobie jakoś radzić. Nie mam wyjścia. Jak każda kobieta potrzebuję wsparcia mężczyzny. Brakuje mi Staszka, szczególnie teraz, w okresie przedświątecznym - wyznaje szczerze. - Czasami jestem bezradna. Czasami człowiek już nie wytrzymuje i po prostu płacze - dodaje była posłanka. Oprócz wsparcia rodziny dodatkowo cały czas utrzymuje kontakt z działaczami Samoobrony. Głównie z jej szefem Andrzejem Lepperem (55 l.). - Nie ma dnia, byśmy do siebie nie dzwonili - opowiada. I choć nie wierzy, że sąd pójdzie jej na rękę i ze względu na zły stan zdrowia zwolni męża z aresztu, to ma nadzieję, że może na święta zobaczy go w domu.