Mirosław Drzewiecki miał stawić się w piątek przed posłami z Sejmowej Komisji Śledczej i wytłumaczyć swój udział w aferze. Były minister jednak zaniemógł. Ponoć zachorował na gardło. Jego niedyspozycja zbiegła się w czasie z ujawnieniem przez "Dziennik Gazetę Prawną" informacji o tym, że rodzony brat ministra, Dariusz, miał oferować austriackiej firmie Alpine Bau załatwienie rządowych kontraktów na wybudowanie stadionów na EURO 2012, odcinka autostrady i sztandarowego projektu Mirosława - orlików.
Drzewiecki spotkał się z Austriakami w Grand Hotelu przy ulicy Piotrkowskiej w Łodzi 8 kwietnia 2009 roku. Po kilkunastu minutach mężczyźni przenieśli się do położonej vis-á-vis restauracji z tradycyjnym polskim jedzeniem.
Przeczytaj koniecznie: Drzewiecki choruje, a Rosół zapadł się pod ziemię
"Super Express" dotarł do jednego z uczestników tajnego spotkania. Austriak opowiada, że gospodarz wywarł na swoich gościach fatalne wrażenie.
- Przyjął nas w knajpie, a nie w biurze. Wyglądał na człowieka, który często zagląda do kieliszka. Zachowywał się grubiańsko. Taki "burak man". Proponowaliśmy, żeby spotkanie przenieść do jego biura. Nie chciał o tym słyszeć. Nawet nie dał nam żadnej wizytówki. Byliśmy mocno zniesmaczeni tą rozmową - opowiada jeden z uczestników spotkania.
Kulisy rozmów Drzewieckiego z przedstawicielami Alpine Bau bada już łódzka prokuratura. Sam brat ministra zaprzecza, że do takich rozmów w ogóle doszło. "Nigdy nie brałem udziału w spotkaniach z przedstawicielami Alpine Bau w Polsce" - napisał w oświadczeniu.
Zemsta zza grobu?
Co innego twierdzą jednak szefowie austriackiej firmy. Jeden z menedżerów Alpine Bau, Uwe Meyer, tak wspominał wizytę w Łodzi: - Nie znałem wcześniej Drzewieckiego, nie wiedziałem, kim jest. I to on nas zaprosił. Zaproponowano nam - Alpine - współpracę przy budowie stadionów na EURO 2012 oraz odcinka autostrady A2. Odmówiliśmy, bo ten człowiek sprawiał wrażenie kompletnie niewiarygodnego.
W grudniu ubiegłego roku Alpine Bau straciło kontrakt na wybudowanie odcinka autostrady A1. Oficjalnie z powodu opóźnień, ale w firmie nie wykluczają, że to zemsta zza politycznego grobu Mirosława Drzewieckiego.
Przeczytaj koniecznie: Czego przestraszył się Drzewiecki?
Pożyczka od "ośmiornicy"
Bracia Drzewieccy wychowywali się w kamienicy przy ul. Stefana Jaracza, dokładnie naprzeciwko teatru imienia tegoż aktora. Kiedy założyli własne rodziny, w kamienicy pozostała ich matka, zmarła kilka miesięcy temu Maria Drzewiecka (80 l.). Po jej śmierci mieszkanie stało puste.
- Teraz ponoć Darek znów ma się tu wprowadzić - mówią sąsiedzi.
Na początku lat 90. Dariusz Drzewiecki prowadził znaną w Łodzi dyskotekę Studio.
Wtedy - jak twierdzi łódzka prokuratura - nawiązał kontakt z członkami słynnej "ośmiornicy". Jego ówczesny wspólnik Paweł J. (49 l.) zeznał, że Dariusz Drzewiecki, by zdobyć pieniądze na remont lokalu, pożyczył kilkadziesiąt tysięcy marek od bossa mafii - Tadeusza M. pseud. Tata. Później odsprzedał mu udziały w dyskotece, doprowadzając do ruiny finansowej swojego wspólnika, który musiał płacić gangsterom gigantyczne odsetki od udzielonej pożyczki na remont lokalu.
Został restauratorem
W połowie lat 90. Dariusz Drzewiecki wspólnie z synem Mirosława, Mateuszem, otworzył przy ulicy Piotrkowskiej pierwszą w Łodzi restaurację z arabskim jedzeniem, dając początek sieci Marhaba.
Z zeznań Dariusza Drzewieckiego, do których dotarł "Super Express", wynika, że w maju 1999 roku pożyczył 400 milionów starych złotych od innego członka "ośmiornicy" - Andrzeja M., pseud. Mikser, na budowę restauracji "Marhaba" w Zduńskiej Woli. Dług spłacił po 10 dniach. Dziś brat byłego ministra sportu nie ma już udziałów w tej firmie.
Mniej więcej w tym samym czasie żona Mirosława Drzewieckiego, Janina (46 l.), niemal po sąsiedzku prowadziła ekskluzywną kawiarnię "Wiedeńska", którą upodobali sobie łódzcy gangsterzy. Członkowie słynnej "ośmiornicy" przesiadywali tam całymi dniami, obmyślali kolejne interesy, szykowali się do następnych skoków. Kiedy lokalna prasa zaczęła o tym pisać, Drzewieccy postanowili zamknąć lokal.
Dziś dokładnie w tym samym miejscu jest knajpa, do której Dariusz Drzewiecki zaprosił swoich gości z Austrii. Przypadek?
Łódź aż huczy od plotek o braciach Drzewieckich. Tajemnicą poliszynela jest fakt, że "Miro" często ratował brata z finansowych tarapatów, regulując jego zobowiązania. Sporo emocji wywołuje również wyrok sądowy, który ciąży na Dariuszu. W lutym został skazany na półtora roku więzienia w zawieszeniu na trzy lata za oszustwa i posługiwanie się sfałszowanymi dokumentami. Czy spotkanie z Alpine Bau było kolejną próbą naciągnięcia, tym razem Austriaków? Czy Mirosław Drzewiecki wiedział, co robi jego brat? Na te pytania odpowie łódzka prokuratura.