Po katastrofie w Smoleńsku piloci przypominają sobie liczne historie startów i lądowań, które nie miały prawa zakończyć się dobrze. Mówią, że to cud, że w wielu przypadkach nie doszło do katastrofy. Opowiadają m.in. o pewnym marcowym locie z generałem Andrzejem Błasikiem (48 l.), dowódcą sił powietrznych na pokładzie - tym samym, który był w kabinie Tu-154M 10 kwietnia. W marcu generał leciał jakiem-40 do Krzesin. Maszyna trafiła na śnieżycę i nie powinna lądować. Jednak wylądowała. Wtedy nikomu się nic nie stało.
Według "Rzeczpospolitej" takie ryzykowne sytuacje były dość częste. Świadczą o tym skargi z wielu zachodnich lotnisk na naszych pilotów. Latając w różne regiony świata i na różne lotniska, nie słuchali poleceń kontrolerów lotu. Według gazety po takich skargach nie karano pilotów. Wręcz przeciwnie, byli doceniani za odwagę.